Saturday, January 16, 2010

You think your journey was bad po polsku

This is my first attempt ever to write something in Polish. I translated the post about my unfortunate train ride to the Baltic Sea as suggested. Translating it from English was the only way I could have done it. If I had to write it in Polish from scratch, it would probably go something like this- Pojechałam nad morze. Było do dupy. But that doesn’t mean that I won’t write some short spontaneous posts in Polish in the future as suggested by Ewa. Thanks for the encouragement!

After completing this translation, I proudly handed it to Misiu for correction and watched sadly at how many errors I had made. I am always complimented on my Polish when I speak which makes me think that the people I talk to are either mind readers, deaf or big fat liars. Actually, they are probably just really sweet and the same kind of people who will tell you that they like your new haircut, saying- “Your new haircut is faaannntastic! Mohawks are so universal.” (mohawk - po polsku irokez, you know, the other tribe)

For those of you who are not mind readers, I have included the corrected version. For comic relief, I have also included the original version written by me, all by myself in some language resembling Polish. Feel free to laugh at my Polish because this story, as you know, is a bit of a bummer.

By the way, I have left out the map of Poland. I figured if you can speak Polish, then you can figure out where the Baltic Sea is ;)

Wersja poprawiona

Wracając do moich pierwszych dni w Miasteczku. Podsumowanie: Byłam instalowana w moim pokoju czyli Archiwum w PZU, już poznałam Misia i niestety jego dziewczynę też i miałam całe dwa tygodnie do zabicia zanim zaczęła się szkoła. Co taka dziewczyna ma robić? Jechać nad morze Bałtyckie!

Koleżanka z czasów studiów była w Polsce kiedyś na wymianie studentów i wysłała moje dane kontaktowe jej najlepszemu koledze w Polsce. On mieszkał nad morzem i wierny polskiej gościnności zaprosił mnie do siebie na dwa tygodnie.

Wyruszyłam w podróż na którą składał się jeden krótki przejazd autobusem a potem następna dłuższa podróż do Poznania. W Poznaniu musiałam przesiąść się do pociągu i jechać dalej aż nad morze. Byłam bardzo dumna z siebie jak dotarłam do Poznania autobusem dopóki nie dotarło do mnie że nie miałam pojęcia gdzie znajdowało się PKP. Spytałam studentów którzy pokazali mi jak tam się dostać, chodzili ze mną, pomogli mi kupić bilet i jeszcze posadzili w pociągu. Wylewnie podziękowałam i potem ruszyłam w świat.

Naprawdę ten wyjazd był stresujący dla mnie. Martwiłam się o wszystko, że przegapię mój „przystanek” (nie zdawałam sobie sprawy że mój był ostatni na linii) albo że zostanę napadnięta. Zaczynałam podróż pociągiem w wagonie pełnym starszych ludzi. Czułam się jak dziecko które potrzebuje nazwisko i miasto przypięte na sweterku. Ci starsi ludzie powoli rozeszli się i w ich miejscu siadali malarze po pracy. Poczęstowali mnie wódką ale myślałam że lepiej odmówić.

Później też malarze rozeszli się. W końcu byłam sama i mogłam się zrelaksować. Konduktor już sprawdził bilety w moim wagonie a mój więcej niż raz. Zdziwiłam się kiedy po raz trzeci chciał sprawdzić mój bilet. Coś mówił po polsku a ja ani be ani me, nic nie rozumiałam. Szkoda, może można było uniknąć tego co się stało potem.

Konduktor z uśmiechem na twarzy zamykał drzwi do wagonu razem z firankami i jeszcze zamknął drzwi na klucz. Wyprostowałam się i protestowałam i wtedy ogromna łapa uderzyła mnie w głowę i twarz. Powiem wprost, dostałam w łeb. To było pierwszy raz w życiu jak dostałam w łeb przypadkowo albo celowo (i mam nadzieję ostatni). Byłam może nie nieprzytomna ale w kosmosie przez jakiś krótki czas. Jak wróciłam do siebie i ptaszki które latały około mojej głowy odleciały czułam jak konduktor złapał mnie między nogami i otworzył swój pasek. Wiedziałam, że muszę coś zrobić i uratować samą siebie od tego cokolwiek ten konduktor miał w planach. Jako studentka brałam udział w obowiązkowych zajęciach samoobrony dla kobiet i miałam ogromny psychiczny problem żeby krzyczeć i oddać komuś. Ta blokada zniknie kiedy atak jest na serio a nie instruktor noszący kostium z pianką. Kopałam go, uderzyłam go i jeszcze drapałam go. Szybko wstałam krzycząc głośno i uderzyłam w drzwi. Na szczęście byliśmy tylko 10 minut od ostatniego przystanku i pasażerowie już czekali na korytarzu. Pasażerowie też krzyczeli i w kilka sekund konduktor otworzył drzwi i uciekł trzymając pasek i spodnie z otwartym zamkiem w ręku. Pasażerowie spytali mnie czy nie jestem ranna i czy ktoś czeka na mnie. Nigdy nie byłam taka szczęśliwa jak zobaczyłam mojego nowego kolegę na peronie. Chyba pierwsza rzecz która powiedziałam mu było to że ten kraj jest popieprzony i że chciałam wrócić do domu jak najszybciej.

PS Jeżeli w Polsce zgubisz się i potrzebujesz pomocy, polecam spytać młodzież żeby ci pomóc tak jak ja zrobiłam w Poznaniu. Innym razem mój plan nie skutkował kiedy spytałam młodego przystojnego faceta na ulicy, (po angielsku) „Czy mówisz po angielsku?” i on na to „Tak, tylko. Jestem z Holandii” No, więc...

PS2 Oddać przysługę i pomóc jakiemuś zgubionemu biedakowi jak możesz. Kiedyś razem z Misiem pomogliśmy turystom w Mieście. Stali i szukali Rynku chociaż Rynek był tak blisko że był widoczny skąd staliśmy. Ich problemem była mapa Rynku, na której był tylko Rynek bez ulic prowadzących do rynku....i jeszcze to była mapa „pop-up”.

Oryginał

Wracając do mój pierwsze dni w Miasteczko. Podsumowanie: Byłam instalowana w moim pokoju czyli Archiwum w PZU, już poznałam Misiu i niestety jego dziewczyna też i miałam cała dwa tygodnie do zabijanie zanim szkoła zaczynała. Co taką dziewczynę ma robić? Jechać nad morzem Bałtycki!

Koleżanka z czasów studia była w Polsce kiedyś na wymiana studentów i wysłała jej najlepsze Polski kolega moje dane kontaktowe. On mieszkał nad morzem i wierny do gościnność Polski zapraszał mnie do siebie na dwa tygodnie.

Wyruszałam w podróż w którą składała z jedną krótką przyjazd autobusem i potem następna przyjazd dłuższą do Poznania. W Poznaniu musiałam przysiadać do pociągu i jechać dalej aż do morzu. Byłam bardzo dumną siebie jak dotarłam do Poznaniu autobusem do póki nie dotarło do mnie że nie miałam pojęcia gdzie znajdowało PKP. Spytałam jakieś studentów których pokazały mi jak tam dostać, chodzili ze mną, pomogli mi kupić bilet i jeszcze sadzili mi w pociągu. Wylewnie podziękowałam i potem ruszyłam w świat.

Naprawdę ten wyjazd był stresujący dla mnie. Martwiłam się o wszystko, że przegapia mój „przystanek” (nie dałam sobie sprawę ze mój był ostatni na linie) albo ze dostanie napadniętą. Zaczynałam podróż pociągiem w wagonie pełno starsze ludzi. Czułam jak dziecko który potrzebuje nazwisko i miasto napinany na sweterku. Te starsze ludzi powoli rozeszli i w ich miejscu siadali malarze po pracy. Poczęstowali mnie wódki ale myślałam lepiej odmówić.

Później też malarze rozeszli. W końcu byłam sama i mogłam zrelaksować. Konduktor już sprawdził bilety w moim wagonie i tak mój więcej niż raz. Zdziwiłam się kiedy po raz trzeci chciał mój bilet sprawdzić. Coś mówił po Polsku i ja ani be ani me, nic nie rozumiałam. Szkoda, może było unikać co się stało potem.

Konduktor z uśmiechem na twarzą zamykał drzwi do wagonie razem firankami i jeszcze zamykał drzwi na klucz. Wyprostowałam się i protestowałam i wtedy ogromna łapa uderzyła mnie w głowie i twarz. Powiem wprost, dostałam w łeb. To było pierwsze raz w życiu jak dostałam w łeb przypadkowo albo celowo (i mam nadzieje ostatni). Byłam może nie nieprzytomna ale w kosmosie przez jakiś krótki czas. Jak wróciłam do siebie i ptaszki który latali około mojej głowie odlatali czułam jak konduktor złapał mnie między nogami i otworzyło swój pasek. Wiedziałam że musze coś robić i uratować sama sobie od cokolwiek ten konduktor miał w planach. Jako studentka brałam udział w obowiązkowe zajęcie samo-obrona dla kobiet i miałam ogromny psychiczny problem żeby krzyczeć i oddać komuś. Ta blokada zniknie jak/kiedy atak jest na serio i nie instruktor znosiące kostium w pianką. Kopałam go, uderzyłam go i jeszcze drapałam go. Szybko wstałam krzycząc głośno i uderzyłam drzwi. Na szczęście byliśmy tylko 10 minut od ostatni przystanek i pasażerowie już czekali na korytarzu. Pasażerowie też krzyczeli i w kilka sekund konduktor otworzył drzwi i uciekł trzymając pasek i spodnie z otwarta zamek w ręka. Pasażerowie spytali mnie czy nie jestem ranna i czy ktoś czeka na mnie. Nigdy nie byłam taka szczęśliwa jak zobaczyłam moja nowa kolega na peronie. Chyba pierwsza rzecz który powiedziałam mu było ze ten kraj jest popieprzony i że chciałam wrócić do domu jak najszybciej.

PS Jeżeli w Polsce zgubisz się i potrzebujesz pomocy, polecam spytać młodzież żeby ci pomóc tak jak ja zrobiłam w Poznaniu. Innym razem mój plan nie skutkowało kiedy spytałam młody przystojny facet na ulica, (po angielsku) „Czy mówisz po angielsku?” i on na to „Tak, tylko. Jestem z Holandii” No, więc...

PS2 Oddać przysługa i pomóc jakiś zgubiony biedak jak możesz. Kiedyś razem z Misiem pomogłyśmy turyści w Mieści. Stali i szukali Rynek chociaż Rynek był tak blisko że był widoczny skąd staliśmy. Ich problem była mapa Rynku na tym która było tylko Rynek bez ulicy prowadzący do rynku....i jeszcze było „pop-up”.

5 comments:

Unknown said...

Good job Crista!!!!!!
Straszna jest ta historia! Dobrze, ze nic ci sie nie stalo!

Chris said...

Thanks Ewa! I'll write something more pleasant next time. Maybe something about food...

Anonymous said...

Oh my god....
Przeczytalam i ciarki mi po plecach choda...To straszne.....

Anonymous said...

takich ludzi powinno się kastrować ...

Chris said...

Został pobity. Mam nadzieję że pamięta do dziś.