Friday, September 24, 2010

Busy, Busy

I haven’t forgotten about my blog if that’s what you’re wondering. I’ve just been super busy which is a blessing really. In fact, my grandmother used to say that someone was “blessed with work”. She also used to ask me if I was “working hard or hardly working” and often told me not to “spend all my money in one place”. 

My grandma was a child of the depression and remembered what it was like to have to eat fried dandelions for dinner. I think that’s why she insisted we eat meat everyday. She said that as long as we had money, we would eat meat. Not that she ate very much herself. She hated gluttony and weighed all of about 35 kilograms. “Finish your dinner and tomorrow will be a good day,” she often repeated.

She was a scheduled lady. Monday, change the beds and launder all clothes and linens, Tuesday, do the ironing, Wednesday…..“It’s not a shame to be poor,” she used to say, “but being dirty is inexcusable”.  Let’s just say that I’m very clean.

Our little Rosie has finally become verbal. She has her own pearls of wisdom too, such as…

Ja want this. Ja want nie this.

Ja want to karm.  karmić=feed

I sama.   sama=myself

I want to lick-ać.   lick (lizać) + the Polish verb ending

I cannot have kara!   kara=punishment

Mommy, come and look. Kupa kiełbasa!   kupa=poo poo

She’s a funny little girl, our Rosie.

PS Sorry for the lack of translation. No time, no time.

Friday, September 10, 2010

Shopping in the Village Part 2 - Zakupy Po Wiejsku Część 2

One thing that totally freaked me out in my 1st year of Village shopping was the eggs -

the eggs which were not refrigerated, image

the eggs which were not refrigerated and covered in chicken shyte,

the eggs which were not refrigerated, covered in chicken shyte and resting in a dilapidated stack of egg crates in full sun outside a kiosk by the side of the road,

the eggs which were not refrigerated, covered in chicken shyte, resting in a dilapidated stack of egg crates in full sun outside a kiosk by the side of the road and given to you in a plastic bag to carry all the way home.

In my American experience, eggs should be white, clean, sold in quantities of 6 or 12, packaged in an egg carton and should always be refrigerated. Food should in no way recall its origins. Food is from the septic supermarket, not the farm.

I remember my first visit to an egg farm. I was about 3 or 4 years old. My parents had a corner market in my hometown - such a thing does not exist anymore. My father decided to take me to the Amish farm where we bought eggs for the shop. I was fascinated with those dirty, little, shoeless Amish kids. I was also fascinated with the chicken coop which in fact was a huge barn only for chickens.

imageOn the way home in my Dad’s old truck, my Dad asked me what I thought about the farm. I answered that it was nice but asked, “Why all those chickens?” That’s when my father explained that eggs were in his words “baby chickens” to which I burst into hysterical tears. Boy, was my Mom angry at my Dad when we got home. I did not eat eggs again until 10 years later and till this day still expect to find a baby chicken every time I crack an egg. Thanks Dad.

But I am not even half as paranoid as another American I met here is Poland. First of all, I was so impressed that she could enter a shop and ask in Polish if there were eggs, - “Czy są jajke?”. Wow! I couldn’t do that. She must be an authority on the subject. Then at home she carefully cleaned each egg with a water and (gulp) Domestos solution (it’s bleach gel). I tried to explain to her that the surface of eggs is porous, but to no avail. Next, each egg was cracked into a separate bowl and dutifully sniffed to check if it had gone bad. After that, any stray pieces of shell or yucky blood spots were removed. Finally, the eggs could be used, but by that time I had lost my appetite.

Another thing that could cause me to lose my appetite was the proximity of golonka (pig knuckles) to the chicken filets I wanted to buy in the meat case. How embarrassing is it to explain to the butcher that, yes, you want 2 chicken filets but not the ones touching the big, hairy pig legs. Apparently not too embarrassing, because I learned how to say it in Polish and I did say it whenever necessary, still do, in fact.

Something which struck me as odd back then but was really quite good for a single person such as myself, was the size of Polish products. I don’t mean that chairs and clothes and cars were teeny tiny (scratch that, cars are teeny tiny), but that products come in small-sized packages while in America every jam, jelly, mayo and ketchup is in such a huge amount, you’ll never use it before it goes bad. Well, scratch that too. American products will never go bad due to all the preservatives, so I suppose you can buy a bucket of peanut butter and expect to use it all up. I remember how surprised I was to return to a jar of  Polish jam after one week, only to find that it was furry. Now we have larger sized packages in Poland but still nothing like in the US. US-sized products seem comical to me now – as do US-sized people.

imageOne last thing about shopping in the Village is that you can buy various agricultural products from the classified ads in the newspaper. My favorite ad - “Prosięta – 10 sztuk”. (Piglets – 10 pcs)

 

PS Preservatives are konserwanty in Polish. Prezerwaty in English are condoms. Hee, hee.

PS2 Kielbasa Stories has 2 new followers. Welcome lotnica and Modlishka! Thanks for joining us and thanks for reading.

Zakupy Po Wiejsku Część 2

Jedna rzecz, która mnie totalnie przerażała podczas mojego pierwszego roku pobytu w Miasteczku to JAJKA -

jajka nie były w lodówce,

jajka nie były w lodówce oraz były pokryte kurzym gównem,

jajka nie były w lodówce, były pokryte kurzym gównem oraz leżały na rozwalającej się kupie wytłaczanek, w pełnym słońcu pod kioskiem, na skraju jezdni,

jajka, które nie były w lodówce, pokryte kurzym gównem, leżące na rozwalającej się kupie wytłaczanek, w pełnym słońcu, na skraju jezdni były podawane w plastikowym woreczku, który zanosiłaś do domu.

Z mojego amerykańskiego doświadczenia, jajka powinny być białe, czyste, sprzedawane po 6 lub 12 sztuk, zapakowane w karton i zawsze powinny być w lodówce. Jedzenie nie powinno w żaden sposób przypominać o swoim pochodzeniu. Jedzenie jest ze sterylnego supermarketu, a nie z fermy.

Pamiętam moją pierwszą wizytę na kurzej fermie. Miałam 3 albo 4 lata. Moi rodzice prowadzili sklepik na rogu w naszym rodzinnym mieście – takie coś już nie istnieje. Mój ojciec postanowił zabrać mnie na fermę Amiszów, gdzie kupowaliśmy jajka do sklepu. Byłam zafascynowana brudnymi, małymi, bosymi dziećmi Amiszów. Byłam też zafascynowana kurnikiem, który tak naprawdę był wielką stodołą tylko dla kurczaków.

W drodze do domu w starej półciężarówce mojego taty, mój tata spytał mnie jak mi się podobało na fermie. Powiedziałam, że było fajnie, ale spytałam „ Dlaczego tam są te wszystkie kurczaki?” Wtedy to mój tata wyjaśnił mi, że jajka to – w jego słowach – „dzidziusie kurczaczki”, na co ja wybuchłam histerycznym płaczem. O jejku! Ależ moja mama była zła na tatę, kiedy wróciliśmy do domu. Nie jadłam potem jajek przez następne dziesięć lat, a nawet do dziś, spodziewam się kurczaczka za każdym razem jak rozbijam jajko. Dzięki, tato!

Ale nie jestem nawet w połowie tak paranoidalna jak moja inna amerykańska koleżanka, którą poznałam tu w Polsce. Przede wszystkim byłam pod wielkim wrażeniem, ze ona umie wejść do sklepu i zapytać po polsku czy są jajka, - „Czy są jajka?” Wow! Tego nie potrafiłam. Ona musi być autorytetem w tej dziedzinie. Później w domu ona wyczyściła każde jajko wodą i odrobiną DOMESTOSA (to jest żel wybielający). Próbowałam jej wytłumaczyć, że powierzchnia jajka jest porowata, ale bezskutecznie. Następnie, każde jajko było rozbijane do osobnego półmiska i starannie obwąchiwane, ażeby sprawdzić czy się nie zepsuło. Potem, wszelkie kawałeczki skorupki lub ohydne kawałki z krwią były wyrzucane. W końcu, można już było spożytkować jajka, ale do tego czasu ja już straciłam apetyt.

Kolejną rzeczą, z powodu której traciłam apetyt była bliskość GOLONKI i filetów z kurczaka, które chciałam kupić w garmażerce. Jakież to zawstydzające tłumaczyć rzeźnikowi, że tak, chcesz 2 filety, ale nie te, które dotykają wielkich, owłosionych świńskich nóg. Widocznie nie aż tak zawstydzające, gdyż nauczyłam się jak to powiedzieć po polsku i mówiłam to zawsze kiedy było to konieczne, tak naprawdę ciągle to robię.

Coś co uważałam za dziwne, ale wtedy było to coś dobrego jak dla osoby żyjącej w pojedynkę tak jak ja, to rozmiar polskich produktów. Nie mam na myśli tego że krzesła albo ubrania albo samochody są malutkie (skreślam to, samochody SĄ malutkie), ale to, że produkty są w małych opakowaniach podczas gdy a Ameryce każdy dżem, konfitura, majonez i keczup są w takiej olbrzymiej ilości, że ich nie skonsumujesz zanim się zepsują. Cóż, skreślam to też. Amerykańskie towary nigdy się nie zepsują z powodu wszystkich konserwantów, więc przypuszczam, że można kupić wiadro masła orzechowego i spodziewać się, że zużyjemy wszystko. Pamiętam, jak zdziwiona byłam, kiedy po tygodniu powróciłam do słoika polskiego dżemu, jak zobaczyłam, że wyrosło na nim futerko. Teraz też mamy większe opakowania w Polsce, ale ciągle to nic w porównaniu ze Stanami. Amerykańskie rozmiary opakowań wydają mi się teraz komiczne - zresztą tak samo jak rozmiary ludzi w Stanach.

I ostatnia rzecz, jeśli chodzi o zakupy w Miasteczku to to, że można kupić różnorakie produkty rolne z ogłoszenia w gazecie. Moje ulubione – „Prosięta – 10 sztuk”.

PS Preservatives to konserwanty po polsku. Prezerwatywy po angielsku to CONDOMS. Hee, hee.

Sunday, September 5, 2010

Too young? Za młoda?

imageIs 36 too young for a midlife crisis?

Do Polish women have crises or is it an American invention?

Are mothers with kids still in diapers even allowed to have midlife crises? 

 

Czy 36 lat to zbyt młodo na kryzys wieku średniego?

Czy kobiety w Polsce mają kryzys, czy jestimage to amerykański wynalazek?

Czy matki z dziećmi jeszcze w pieluchach nawet mogą mieć kryzys wieku średniego?

Thursday, September 2, 2010

A Good Thing – Dobre Strony

A good thing about being a “travelling” English teacher is that when you arrive for a morning lesson you are served delicious coffee…with foam…in a nice cup with saucer…by a smiling lady or occasionally a gentleman. Mmmm, good.

08182010(002)Another nice thing about being a travelling English teacher is that when you arrive for an afternoon lesson, perhaps after a very important meeting, you can eat the left-over sandwiches. Everyone knows that left-over sandwiches made by someone else are the most delicious. Mmmmm, today’s sandwiches were exquisite - (open-faced sandwiches, of course).

For those with a sweet tooth, another nice thing about being a travelling English teacher is that name days (instead of birthdays)are still a popular occasion in offices and you may be lucky enough to receive a piece of cake. Mmmmm, name-day cheese cake.

For a lazybones like me, a nice thing about being a travelling English teacher is that you have the right to park in the special parking spot marked “gość” (guest) just a few steps from the main door.

A good thing about being a travelling English teacher is that you can meet lots of different people from different business sectors and learn really interesting things about them and their job and about their world view. I take the most interesting and intelligent sounding ideas and later pass them on as my own.

That’s a good thing, too ;)

PS Kielbasa Stories has a new follower. Welcome W drodze! Thanks for joining us and thanks for reading.

Dobre Strony

Dobrą stroną bycia “wędrownym” nauczycielem angielskiego jest to, że kiedy przyjeżdżasz na poranną lekcję, uśmiechnięta pani lub czasami pan, podają ci przepyszną kawę ... z pianką ... w ładnej filiżance ze spodkiem. Mmmm, dobre.

Kolejną miłą rzeczą – kiedy jesteś wędrownym nauczycielem angielskiego - jest to, że kiedy przyjeżdżasz na popołudniową lekcję, być może po jakimś ważnym spotkaniu, możesz zjeść wszystkie kanapki, które zostały. Każdy wie, że kanapki, które zostały zrobione przez kogoś innego są najsmaczniejsze. Mmmm, dzisiejsze kanapki były wyśmienite – (były to oczywiście kanapki otwarte).

Dla tych, którzy lubią słodycze, kolejną dobrą stroną bycia wędrownym nauczycielem angielskiego jest to, że imieniny (zamiast urodzin) są ciągle powszechną okolicznością w biurach i można mieć tyle szczęścia, żeby otrzymać kawałek ciasta. Mmmm, imieninowy sernik!

Dla leniwych jak ja, miłą stroną bycia wędrownym nauczycielem angielskiego jest to, że masz prawo zaparkować na specjalnym miejscu parkingowym z napisem „gość” tylko parę kroków od głównego wejścia.

Dobrą stroną bycia wędrownym nauczycielem angielskiego jest to, że możesz poznać wielu różnych ludzi z różnych branż i dowiedzieć się naprawdę ciekawych rzeczy o nich i ich pracy oraz ich światopogląd. Ja zbieram najciekawsze i najinteligentniej brzmiące pomysły i przekazuję je później dalej jako moje własne.

I to też jest dobra strona ;)

Wednesday, September 1, 2010

The Pessimistic Optimist – Pesymistyczna Optymistka

Things that only go wrong when you’re broke:

The washer, fridge and stove all break within a month of each other. The all get stop-gap fixes except for the fridge which you have to live with somehow.

You lose 3 big clients due to “the recession”, “cut-backs” and bankruptcy (no need for quotation marks). Most of your other clients are miserably behind on their bills. You don’t push them too hard for fear you’ll hear the dreaded words, “Let’s take a break”. Whether in business or in private relationships, everyone knows what that really means.

You taxes are due. Your overdraft is maxed. Your car battery has died along with the AC on the hottest day of the year. You need to order a part from the US but neither you nor your mechanic know the name of the part in English.

You discover a broken water pipe in your bathroom when it begins to rain in your living room. Your neighbor inquires into purchasing your home which is not for sale. This does not prohibit said neighbor from further inquiring “za ile” (how much). Upon hearing your “za ile” for the home which is not for sale, said neighbor replies in disgust that you will never sell it for such a price. News of your capitalist greed spreads like wildfire throughout the Village.

Your kids get chicken pox. You get the expensive vaccine ‘cause a month off of work is more costly than the vaccine. And then you get chicken pox anyway.

Your kids’ nanny (which you can barely afford) has a month off and has asked for a raise.

Look on the bright side:

Your kids have the chicken pox, not a broken limb or incurable disease or a full-time job picking through garbage at the dump in order to earn money for their own survival (please forgive, CNN put me in a mood).

It seems that after the chicken pox there will be a few scars. Unfortunately, on your child’s beautiful face. Thankfully, chicken pox is not small pox.

Thanks to your vaccination, your chicken pox was not so bad.

After a one month break, pre-school will start up again and the nanny will come back (I hope).

Your parents and your in-laws have no desire to visit you. Many people dream about that.

Your hair is not falling out (only starting to grey).

Your husband puts the toilet seat down every time without reminding, without fail.

Your children often prefer Daddy over you and tell you outright that you are chopped liver. That’s because Daddy is a magnificent daddy.

The dinners you cook while admittedly monotonous (mielony anyone?) are not poisonous and sometimes taste pretty good. Even though you manage to burn and/or cut yourself every time you cook, all your fingers remain intact.

Your Polish language skills are somewhat lacking, but you somehow managed to get a chicken pox vaccination in Polish.

The boredom of reading the same nighttime books to your kids every single night threatens your sanity. More importantly, your kids still think you are super.

You are homesick and while there are plenty of people you don’t like here, there are even more there.

Your husband hasn’t run out on you and your kids for another woman. (our neighbor)

Your apartment has not caught on fire while you were at work, ruining all your belongings and killing the family dog. (our neighbors)

You haven’t had a horrific car accident requiring all the king’s horses and all the king’s men to put you back together again. Nobody shakes their head when they see you, repeating “it’s a miracle” and wiping a tear. (another neighbor)

You haven’t sold or given away all your baby stuff only to find out that you got pregnant by accident at age 40. (my sister)

You’ve got 2 arms, 2 legs, 10 fingers and toes and 2 kidneys. Turns out 3 kidneys is not better than 2. (a patient of my doctor)

So all in all, I decided to call this post the Pessimistic Optimist (instead of the Optimistic Pessimist) because my second list is longer than the first.

Make sense?

Which one are you?

An example of my Polish language skills (here in English, at the very bottom in Polish):

Me:  I’m here for my vaccination (medicine box in hand).

Nurse:  That’s for chicken pox.

Me:  I know. It’s for me.

Nurse:  It’s for people who’ve never had chicken pox.

Me:  I know.

Nurse:  So, you’ve never had chicken pox.

Me:  Yes. (meaning yes I am agreeing with you that I have never had chicken pox)

Nurse #2: You’ve never had it?

Me: No (meaning no, I’ve never had it).

Nurse:  So you’ve had chicken pox or you haven’t?

Me:  I have never had chicken pox in my whole life.

Nurse #2:  Oh, we don’t do vaccinations here. You have to go outside and come in through the door in the back.

 

Rzeczy, które mogą się zepsuć tylko wtedy kiedy jesteś bez grosza:

Pralka, lodówka i kuchenka zepsuły się wszystkie w ciągu jednego miesiąca. Wszystkie otrzymały naprawę, żeby tylko działały z wyjątkiem lodówki, z którą jakoś musisz żyć.

Tracisz 3 dużych klientów z powodu “recesji”, “cięć” i bankructwa (nie trzeba cudzysłowu). Większość pozostałych klientów beznadziejnie zalega z rachunkami. Nie naciskasz na nich zbytnio, bo nie chcesz usłyszeć okropnych słów – „Zróbmy przerwę.” Czy to w biznesie czy w związkach międzyludzkich – każdy wie co to naprawdę znaczy.

Podatki nie zapłacone na czas. Zadłużenie na koncie maksymalne. Akumulator w samochodzie padł razem z klimatyzacją w najgorętszy dzień roku. Musisz zamówić część ze Stanów, ale ani ty ani twój mechanik nie wiecie jak nazywa się ta część po angielsku.

Odkrywasz pękniętą rurę w łazience, kiedy zaczyna lać deszcz z sufitu w salonie. Sąsiadka zapytuje o kupno twojego domu, który nie jest na sprzedaż. To wcale jej nie zniechęca od zapytania „za ile”. A jak już usłyszy twoje „za ile” za dom, który nie jest na sprzedaż, wspomniana sąsiadka odpowie zdegustowana, że nigdy go nie sprzedasz za taka cenę. Wieść o twojej kapitalistycznej chciwości rozchodzi się po Wsi jak pożar.

Dziecko dostaje ospę. Ty kupujesz drogą szczepionkę, bo miesiąc wolnego z pracy jest przecież kosztowniejszy niż szczepionka i tak dostajesz ospę.

Opiekunka twoich dzieci (na którą i tak cię nie stać) wzięła miesiąc wolnego i poprosiła o podwyżkę.

Ale spójrzmy na wszystko z dobrej strony:

Twoje dziecko ma ospę wietrzną, a nie złamaną kończynę i nieuleczalną chorobę lub też pracę na pełny etat grzebiąc w śmieciach na wysypisku, żeby zarobić na przetrwanie (wybaczcie, ale CNN wprawiło mnie w taki nastrój).

Wygląda na to że po ospie będzie kilka blizn. Niestety, na ślicznej buzi twojego dziecka. Na szczęście ospa wietrzna to nie czarna ospa.

Dzięki szczepionce twoja ospa nie była taka zła.

Po miesiącu przerwy znowu zacznie się przedszkole i wróci opiekunka (mam nadzieję)

Twoi rodzice i teściowie nie mają pragnienia, żeby cię odwiedzić. Wielu ludzi o tym marzy.

Włosy ci nie wypadają (tylko zaczynają siwieć).

Twój mąż opuszcza klapę od toalety bez skuchy za każdym razem i bez przypominania.

Twoje dzieci często wolą Tatusia bardziej niż ciebie i mówią wprost że jesteś BE! i niepotrzebna. A to dlatego, że Tatuś jest cudownym tatusiem.

Obiadki, które gotujesz – przyznajmy szczerze - monotonne (czy ktoś ma ochotę na mielonego?) – nie są trujące, a czasami smakują nawet dobrze. Chociaż udaje ci się oparzyć i/lub skaleczyć za każdym razem  kiedy gotujesz – twoje palce pozostają nietknięte.

Twojej znajomości polskiego czegoś jednak brakuje, ale jakoś udaje ci się kupić szczepionkę przeciwko ospie wietrznej.

Nuda czytania tych samych książek dla dzieci przed zaśnięciem zagraża twojemu zdrowiu psychicznemu. Ale ważne jest to, że twoje dzieci ciągle myślą, że jesteś najlepsza.

Tęsknisz za domem i podczas gdy jest mnóstwo ludzi, których nie lubisz tutaj – tam jest ich nawet więcej.

Twój mąż nie uciekł od ciebie i dzieci do innej kobiety. (nasza sąsiadka)

Twoje mieszkanie nie spłonęło w pożarze kiedy byliście w pracy, niszcząc wszystkie rzeczy i zabijając psa. (nasi sąsiedzi)

Nie mieliście strasznego wypadku samochodowego, który wymagałby, żeby poskładać was do kupy przy wielkim wysiłku naprawdę wielu ludzi. Nikt nie kręci głową kiedy was widzi powtarzając „to cud” ocierając łzy. (inny sąsiad)

Nie sprzedałaś lub oddałaś wszystkich rzeczy twojego dzidziusia, tylko żeby dowiedzieć się, że jesteś w przypadkowej ciąży w wieku 40 lat. (moja siostra)

Masz 2 ręce, 2 nogi, po 10 palców i paluchów u nóg oraz 2 nerki. Okazuje się, że 3 nerki to wcale nie lepiej niż 2. (pacjent mojego lekarza)

W sumie więc postanowiłam nazwać ten post PESYMISTYCZNA OPTYMISTKA (zamiast OPTYMISTYCZNA PESYMISTKA) ponieważ ta druga lista jest dłuższa niż pierwsza.

Ma to sens?

A wy kim jesteście?

Przykład moich zdolności w języku polskim:

JA: Przyszłam tu na szczepionkę (pudełko z lekarstwem w ręku)

PIELĘGNIARKA: To jest na ospę.

JA: Wiem. To dla mnie.

P: To jest dla ludzi, którzy nigdy nie mieli ospy.

JA: Wiem.

P: Więc, pani nigdy nie miała ospy.

JA: Tak. (mówiąc TAK zgadzam się z panią, że nigdy nie miałam ospy).

P: Nigdy nie miała pani?

JA: Nie. (mam na myśli że nie, nigdy nie miałam)

PIELĘGNIARKA #2: To miała pani ospę czy nie?

JA: Nie miałam ospy nigdy w życiu.

P #2: O! Tu nie robimy szczepień. Musi pani wyjść na zewnątrz i wejść drugimi drzwiami.