Friday, December 31, 2010

Some people have Jesus - Niektórzy mają Jezusa

We have Uszatek.

Lizzie’s pre-school class had Wigilia (Christmas Eve) last week. Jasełka (Christmas play) will be in January. As you can see in the picture, it was a full house.

salt dough painting time - malowanie masy solnejautumn 2010 068

one of the holiday bulletin boards with Santa and Frosty jedna z tablic z Mikołajem i Frostymautumn 2010 002

The children had prepared some poems and songs for us. We also made an arts and crafts project of salt dough angels. There was food too, of course. I am happy to report that my banana nut muffins disappeared like magic.

another holiday bulletin board featuring a snowy story and a baby Jesus story - kolejna tablica przedstawiająca śnieżną historyjkę oraz historyjkę o Jezusieautumn 2010 004

the view onto the playground from Lizzie’s classroom widok za okno z klasy Lizzieautumn 2010 005

Then the story of the birth of baby Jesus was read paragraph by paragraph by parents. Some parents declined to read. I’m not sure why. I declined to read because my paragraph was very long and in Polish and had the word “moon” in Polish in it which is impossible to say.

Lizzie having fun - Lizzie dobrze się bawiautumn 2010 006 free time to play with friends - czas wolny na zabawę z kolegamiautumn 2010 080

So, that evening Lizzie asked me about Jesus. We’ve talked about it a few times already, but this is the first time she was really interested in talking about it. I was planning to bring it up before the Christmas play anyhow.

I told her that some people believe that Jesus is the son of God. I explained that Christmas is not only when Santa visits us, but it is also a celebration of the birth of Jesus. Lizzie, of course, wanted to know what’s so special about Jesus as if being the son of God is not enough. I told her that there are a lot of stories about Jesus and that these stories teach us how to be a good person.

“Like Uszatek?” asked Lizzie.

“Yes!” I exclaimed, “Like Uszatek.”

In her own way, I think she is starting to understand.

Uszatek

PS I have to make a “baran” (ram) costume for the Christmas play. Help!

Niektórzy mają Jezusa

My mamy Uszatka.

Grupa przedszkolna Lizzie miała Wigilię w zeszłym tygodniu. W styczniu zaś będą Jasełka. Jak widać na zdjęciu, była pełna chata.

Dzieci przygotowały dla nas wierszyki i piosenki. Mieliśmy też zajęcia artystyczne i zrobiliśmy aniołki z masy solnej. Oczywiście było też jedzenie. Jestem szczęśliwa, iż mogę zakomunikować, że moje mufinki bananowe zniknęły w czarodziejski sposób.

Następnie historia o Jezusie została przeczytana przez rodziców akapit po akapicie. Niektórzy rodzice odmówili czytania. Nie jestem pewna dlaczego. Ja odmówiłam ponieważ mój akapit był bardzo długi i zawierał słowo KSIĘŻYC, które jest niemożliwe do wymówienia.

No i wieczorem Lizzie spytała mnie o Jezusa. Rozmawialiśmy już o tym wcześniej parę razy, ale tym razem to ona była zainteresowana rozmową na ten temat. I tak miałam zamiar podjąć ten temat przed Jasełkami.

Powiedziałam jej, że niektórzy ludzie wierzą, że Jezus jest synem Boga. Wyjaśniłam, że Święta Bożego Narodzenia to nie tylko wizyta Mikołaja ale też świętowanie narodzin Jezusa. Lizzie chciała oczywiście wiedzieć co jest takiego szczególnego jeśli chodzi o Jezusa – jak gdyby samo bycie synem Boga nie wystarczało. Powiedziałam jej, że jest dużo historii z życia Jezusa i historie te uczą nas jak być dobrym.

-Jak Uszatek? spytała Lizzie.

-Tak! wykrzyknęłam, Jak Uszatek!

Myślę, że – na swój spossób - zaczyna to rozumieć.

PS Muszę zrobić kostium BARANA na przedstawienie. Pomóżcie!

Wednesday, December 29, 2010

Santa speaks English!?! Święty Mikołaj mówi po angielsku!?!

Lizzie really couldn’t wait for Santa to visit us this year. Immediately after our Christmas Eve supper, she declared that it was time to take a bath and go to bed…without reading books or watching “Frosty the Snowman” (who strangely enough speaks Polish but still sings in English).

Last year, Lizzie was very interested in how Santa would get into our home. She couldn’t believe that he had entered so quietly (we had hung bells on our door) and without even a “ho, ho, ho”. I told her that it was simply magic but then she started to freak out that some bad guys could “magic” their way into our house. So that’s when I told her that I had let Santa in.

“You saw Santa?” Lizzie asked in amazement and disbelief.

“Yes,” I replied. “I let him in".”

“You talked to him?” she asked in greater amazement.

“Yes, I did,” I answered quickly.

“Santa speaks ENGLISH?!?” Lizzie shouted in the greatest amazement.

“Yes, he does.” I laughed at her amazement.

I don’t really like to draw out the whole Santa Claus thing because I know some day that she’ll find out the truth. I hope she doesn’t react as one of my student’s daughters reacted…

I have a student who is a very firm family man at least that is how he identifies himself. I’m not sure what that means exactly but I do remember that his wife breastfed their kids a really long time…until one child was 4 and the other was 6.

So at about age 8 when most kids start to work out that Santa is really Mom and Dad, this little girl learned from a friend at school that there was no Santa. She freaked out. She came home in hysterics. Her whole world was shattered. Not because there was no Santa Claus but because her parents had lied to her. She decided that everything her parents had ever told her was a lie too. This little girl stopped going to church, stopped eating her vegetables, stopped doing her homework, etc. In the end they had to take her to a psychologist…all because of Santa Claus.

Can you believe it?

Lizzie naprawdę nie mogła się doczekać Mikołaja w tym roku. Natychmiast po kolacji wigilijnej zadeklarowała, że już czas na kąpiel i spanie … bez czytania książek albo oglądania Frosty the Snowman (który jakoś tak dziwnie mówi po polsku ale śpiewa po angielsku).

W zeszłym roku Lizzie zainteresowało to jak Święty Mikołaj dostał się do naszego domu. Nie mogła uwierzyć, że wszedł tak cicho (powiesiliśmy dzwonki na drzwiach) i bez swojego HO! HO! HO! Powiedziałam jej, że to po prostu czary, ale wtedy ona się przestraszyła, że jacyś źli ludzie też mogą wejść w czarodziejski sposób do naszego domu. Wtedy więc powiedziałam jej, że to ja wpuściłam Mikołaja.

-Widziałaś Mikołaja? Lizzie spytała wielce zadziwiona.
-Tak- odparłam. – Wpuściłam go.
-Rozmawiałaś z nim?- spytała jeszcze bardziej zadziwiona.
-Tak – odpowiedziałam szybko.
-Mikołaj mówi po angielsku!?- Lizzie krzyknęła w największym zadziwieniu.
-Tak, mówi. – zaśmiałam się z tego jej zadziwienia.

Nie chcę tak naprawdę przerysowywać tego całego wizerunku Świętego Mikołaja, bo wiem, że kiedyś odkryje całą prawdę. Mam nadzieję, że nie zareaguje tak jak córka jednego z moich uczniów…

Mam studenta, który jest bardzo rodzinny- tak przynajmniej sie opisuje. Nie jestem pewna, co to dokładnie oznacza, ale pamiętam, że jego żona karmiła dzieci piersią naprawdę długo … do czasu aż jedno miało 4 a drugie 6 lat.

No więc w wieku około 8 lat kiedy większość dzieci rozpracowuje to, że Mikołaj to tak naprawdę mama i tata, ona dowiedziała się w szkole, że nie ma Mikołaja. Przeraziła się. Wróciła do domu rozhisteryzowana. Cały jej świat rozsypal się na kawałki. Nie dlatego, że nie ma Mikołaja, ale dlatego, że jej rodzice kłamali. Postanowiła, że wszystko co rodzice jej wcześniej powiedzieli to też były kłamstwa. Dziewczynka przestała chodzić do kościoła, przestała jeść warzywa, przestała odrabiać lekcje itd… W końcu musieli zabrać ją do psychologa… a wszystko przez Świętego Mikołaja.

Możecie w to uwierzyć?

Monday, December 27, 2010

Christmas Dishes: Kutia and Herring - Potrawy Świąteczne: Kutia i Śledź

It wouldn’t be Christmas without Kutia. Here’s the recipe according to my mother-in-law. And she knows her stuff!

Nie byłoby Świąt bez kutii. Oto przepis według mojej teściowej. A ona się zna!

Kutia

“kutia” wheatautumn 2010 096 -whole grains

raisins

honey

nuts of your choice

poppy seeds

candied orange peel

cream at least 18%

pszenica na kutię – całe ziarna

rodzynki

miód

orzechy – do wyboru

mak

kandyzowana skórka z pomarańczy

śmietanka – co najmniej 18%

Soak the wheat overnight. Boil in a large pot until the wheat softens. Depending on the brand of wheat, it can take from 1 hour to as long as 3. Drain and rinse the wheat.

Mix the cooked wheat, honey (to taste – I use about 6 teaspoons for one bag of wheat), raisins, chopped nuts (I use walnuts and sometimes almonds), poppy and candied orange peel (I used canned and prepared poppy seeds) and a couple of tablespoons of cream.

Mocz pszenicę w wodzie przez noc. Gotuj w dużym garnku aż zmięknie. W zależności od rodzaju ziarna może to zająć od 1 do 3 godzin. Odcedź i wypłucz pszenicę.

Wymieszaj ugotowaną pszenicę, miód (żeby był smak ja używam około 6 łyżeczek na jeden woreczek pszenicy), rodzynki, posiekane orzechy (ja używam włoskie a czasami migdały), mak i skórkę pomarańczy (używam maku gotowego z puszki) i kilka łyżek stołowych śmietanki .

Here’s the finished product.

Oto gotowy produkt!

Smacznego!

autumn 2010 102

This is the first time I have made herrings myself at home. It required a phone call to my friend to make sure I was on the right path.

Pierwszy raz robiłam sama śledzie w domu. Wymagało to telefonu do koleżanki, aby upewnić się, że jestem na dobrej drodze.

Herrings with onions

8-10 herring filets matias (as we call them “majtasy”) If they are salted they need to be rinsed or even soaked and rinsed in water or milk. Drain and pat dry. Set aside.

Slice an onion or two very thinly. Place on a plate and sprinkle with sugar. Allow the onions to sit until they start to get soft and release some juice (at least an hour). Layer the fish and onions in a bowl. Sprinkle each layer with a little white wine vinegar and drizzle with some olive oil. Allow to sit at least 12 hours. Decorate with parsley and lime.

Śledzie z cebulą

8-10 filetów śledziowych tzw. MATJASY (my mówimy na nie MAJTASY). Jeśli są posolone trzeba je wypłukać lub nawet namoczyć w wodzie lub w mleku i wypłukać. Odcedzić i wysuszyć. Odłożyć na bok.

Potnij w cienkie plasterki 1 lub 2 cebule. Połóż na talerzu i posyp cukrem. Pozostaw cebulę aż zmięknie i puści sok (co najmniej 1 godzina). Ułóż warstwami rybę i cebulę na półmisku. Pokrop każdą warstwę odrobiną octu winnego i polej odrobiną oliwy z oliwek. Pozostaw na co najmniej 12 godzin. Udekoruj natką pietruszki i limonką.

autumn 2010 090

Herrings with dill in sour cream Prepare herring filets as above.

Sour cream sauce – Mix together sour cream, chopped pickles, chopped dill, a little bit of chopped onion and one clove of garlic. Mix with herring filets and allow to sit at least 12 hours. Decorate with dill.

Śledzie z koperkiem w śmietanie

Przygotuj filety śledziowe jak wyżej.

Sos śmietanowy: Zmieszaj śmietanę, posiekane ogórki kiszone, posiekany koperek, odrobinę posiekanej cebuli i jeden ząbek czosnku. Zmieszaj ze śledziami i odstaw na co najmniej 12 godzin. Udekoruj koperkiem.

Smacznego!

The Ghost of Christmas Past - Duch gwiazdkowej przeszłości

Here are some posts from last Christmas. For those interested in Polish food for Christmas, check out the Christmas Dishes posts.

Oto kilka postów ze Świąt Bożego Narodzenia w zeszłym roku. Zainteresowanym polskimi potrawami świątecznymi polecam posty Christmas Dishes.

Christmas shopping

Christmas Dishes: Carp

Christmas Dishes

Jemioła: Mistletoe

Christmas presents…You shouldn’t have…

Some Christmas Favorites – Ulubione gwiazdkowe rzeczy

autumn 2010 159These are my favorite Christmas decorations bought by my mother in Poland for me and and for my sister. I like knowing that even though there is so much distance between us on the holidays, that my sister and I have the same decorations up on our trees.

To są moje ulubione ozdoby świąteczne, które moja matka kupiła w Polsce dla mnie i dla mojej sisotry. Lubię o tym wiedzieć nawet jeśli jest taki wielki dystans między nami podczas świąt, że moja siostra i ja mamy takie same ozdoby na naszych choinkach.

autumn 2010 165 autumn 2010 167

A favorite tradition is to leave a plate of cookies and a glass of milk for Santa and carrots for the reindeer.

Ulubioną tradycją jest zostawianie talerzyka ciasteczek i szklanki mleka dla Św. Mikołaja oraz marchewki dla reniferów.

autumn 2010 101

Rosie’s favorite presents – a baby, a cradle and a harmonica. Photos by Rosie :)

Ulubione prezenty Rosie – dzidziuś, kołyska i harmonijka. Zdjęcia wykonane przez Rosie :)

autumn 2010 161 autumn 2010 160

Lizzie’s favorite presents. A remote control McQueen and Cars puzzle.

Ulubione prezenty Lizzie. Zdalnie sterowany McQueen i puzzle z Autami.

autumn 2010 186

A throwback gift from my childhood – Slinkies

I powrót do przeszłości - prezent z mojego dzieciństwa – Slinki.

autumn 2010 187

A gift to me from Misiu. A new charm for my bracelet.

Prezent dla mnie od Misia. Nowa zawieszka na moją bransoletkę.

autumn 2010 190

Our favorite for the kids. It was a sleeper hit – a juicer.

Nasz ulubiony prezent dla dzieci. To był prawdziwy acz niespodziewany hicior - sokowirówka.

autumn 2010 155

General Christmas chaos

Ogólny bałagan świąteczny.

autumn 2010 133

I hope your holiday was as great as ours.

Mam nadzieję, że wasze święta były tak samo udane jak nasze.

Merry Christmas!

Wesołych Świąt!

Thursday, December 23, 2010

Overheard - Usłyszane

Overheard yesterday at Carrefour:celebrations,Christmas,Christmas decorations,Christmastime,decorations,special occasions,stockings,winter

Daughter to mother in the exotic fruit section, “Don’t buy kaki here. They are cheaper at Biedronka.”

Who knew?

Son to mother in front of the live carp tank, “Mother, if you don’t want to kill the carp yourself, the boys here will do it for free.”

Overheard today at the hairdresser:

The lady in the hairdresser’s chair before Misiu (wife of my “American” neighbor a.k.a. “No way. Idę do Żabki” man) described how when they lived in California, she couldn’t find poppy seeds anywhere for making her Christmas dishes. After a trip to Tijuana to buy poppy seeds and a visit to the police station where she was charged with transporting large quantities of a controlled substance over the border, she gave up her dreams of a Polish-American Christmas.

bulbs,celebrations,Christmas,Christmas bulbs,Christmas decorations,Christmastime,decorations,special occasions,trees,winter

Wczoraj usłyszane w Carrefour-ze:celebrations,Christmas,Christmas decorations,Christmas trees,Christmastime,decorations,special occasions,trees,winter

Córka do matki w częściz egzotycznymi owocami, "Nie kupuj kaki tutaj. Są tańsze w Biedronce ".

Któż to wiedział?

Syn z matką przed pojemnikiem z żywymi karpiami, "Mamo, jeśli nie chcesz sama zabić karpia, chłopcy tutaj zrobią to za darmo. "

Dzisiaj usłyszane u fryzjera:

Pani w fotelu fryzjerskim przed Misiem (żona mojego "amerykańskiego” sąsiada zwanego też człowiekiem od "No way. Idę do Żabki”) opisywała, jak - kiedy mieszkała w Kalifornii, nie mogła znaleźć nigdzie maku do produkcji jej świątecznych potraw. Po wyprawie do Tijuany (w Meksyku), żeby kupić mak i wizycie w komisariacie, gdzie została oskarżona o transport dużych ilości nielegalnych substancji przez granicę, zrezygnowała z marzeń o polsko-amerykańskim Bożym Narodzeniu.balls,celebrations,Christmas,Christmas borders,Christmas decorations,Christmas ornaments,cropped images,cropped pictures,decorations,holidays,ornaments,PNG,special occasions,transparent background

Saturday, December 18, 2010

Blog Roku 2010

Zgłosiłam się do udziału w konkursie Blog Roku 2010 w kategorii tematycznej Ja i moje życie!!!!!!

http://www.blogroku.pl/kielbasastories,gwdfj,blog.html

2_obrazek50

Głosuj na Kielbasa Stories!

Co najmniej udział w konkursie da mojemu leniwemu amerykańskiemu tyłkowi motywację do przetłumaczenia więcej postów na polski. Mam mocne postanowienie i muszę coś w tym zrobić… więc wy musicie mnie sprawdzac i trzymać mnie za słowo!

View Details

Posty po polsku można znaleźć pod hasłem “po polsku”.

PS Znalazłam blog Stardusta przez konkurs Blog Roku 2009. Stardust, czy wiedziałaś o tym?

View Details

I have entered the blog of the year contest Blog Roku 2010 in the category Me and My Life Ja i moje życie!!!!!!

http://www.blogroku.pl/kielbasastories,gwdfj,blog.html

2_obrazek50

Vote for Kielbasa Stories!

At least, taking part in this contest will give my lazy American arse the motivation I need to translate more posts to Polish. That is my resolution so you all have to keep checking up on me and keep me to my word.View Details

Posts in Polish can be found under the label “po polsku”.

PS I found Stardust’s blog through last year’s contest. Stardust, did you know that?

View Details



Jak głosować
11.01.2011 godz. 15.00 - 20.01.2011 godz. 12.00 - nominowanie blogów (głosowanie SMS)

How to vote
January 11, 2011 at 3:00 - January 20, 2011 til 12:00 via text message

Friday, December 17, 2010

Company Christmas Parties -Biurowa Wigilia

Yesterday evening, I attended the Christmas party of one of my client’s. It will be the only company Christmas party for me this year. Not that I wasn’t invited to any others, but one a year is quite enough. How much carp and kutia can a girl eat, anyway?

In my experience, company Christmas parties in Poland differ dramatically from company Christmas parties in America. All the Christmas parties I attended in the US were informal with a buffet table and casual conversation. In Poland, all the company Christmas parties I have ever attended have been called “wigilia” (Christmas Eve) and involved a supper similar to the Polish Christmas Eve supper. Not that I am complaining. A sit-down supper means that you have a chance to actually eat something without balancing a plate in one hand while trying to get away from that one weird guy from accounting. Well, you can have that same problem in Poland as well (weird guys are an international thing). In my case (in this particular company), the weird guy is the boss.

Last year, I arrived especially early to this company’s party in order to position myself as far away from the boss as possible. Unfortunately for me, the other employees (who know him well) seated us side by side, explaining that it would be best for the 2 foreigners to sit next to each other (their boss is not Polish). Everything was fine for awhile. I mean he is actually an interesting person with a lot of crazy (single-guy) hobbies that are fun to hear about. His English is excellent and he is not exactly bad-looking either. But if not for his fatal flaw….he is a toucher. He loves to touch everyone, as you can imagine, women especially.

As we contemplated aloud what possible cut of meat the poetic menu selection was actually describing, the boss stroked my leg from knee to bum informing me that it was probably this cut of meat. Later, he admired my necklace a bit too closely as well as my silk blouse. Each time I removed his hand from my body and returned it to him firmly. I’m too old to be embarrassed by something like this. I’m also too experienced to even be flattered in some odd way – he does it to everybody.

When a lady from the company and I had a chance to escape to the ladies’ room, I informed her that her boss had a severe case of the touchy feelies. She said she thought she had noticed my chair getting further and further away from his. Ladies from another Christmas party at the restaurant overheard our conversation. After they returned to their table, I noticed a lot of heads craning to get a look at the octopus-handed boss.

The situation cooled down and except for one inappropriate squeeze in the parking lot, nothing more happened. As my mother would say -  what a rare bird!

Cut to this year…I was able to position myself as far away from the boss as humanly possible while still being seated at the same table. The food in my opinion was delicious. According to some guests, it was below par but I didn’t have to shop for it, cook it or clean up after it, so I was quite satisfied.

The other guests, many of them my students, were lovely as always. The boss situation was under control. I received a few kisses (too many, too long and too close to my mouth) and a squeeze during the Christmas wishes. The same situation repeated as we said goodbye. And except for a mildly indecent proposal -I’ll drive you home (we are neighbors) in exchange for 10 kisses - it was a pretty tame evening.

The restaurant in the market square is quite old school. I have been there only a few times and all of them were for official dinners. The same waiters have worked there for years and luckily for them, the tip was included in the bill. Touchy-feely boss is notoriously stingy with tipping.

Here’s the menu:

Cold starters: salmon with dill sauce, salmon tartar, pate with cranberry sauce, herring with onions

Mushroom soup

Main course – A choice of either carp served with fried potato coins or (my choice) duck with apple, kluski sląskie, and fried red cabbage.

Pierogi (between the main course and dessert…funny!)

Dessert – apple pie, cheesecake, baked apples, and kutia

Now, I am officially in the holiday mood.

Look out Christmas! Here I come!

PS Another guest hearing the boss’s proposal saved the day by offering to give me a lift home sans kissing. Thank you!!!



Biurowa Wigilia
Wczoraj wieczorem byłam na wigilii jednego z moich klientów. Będzie to jedyna firmowa „Christmas party” dla mnie w tym roku. Nie, że nie zostałam zaproszona na inne, ale raz w roku wystarczy. Ile karpia i kutii jedna dziewczyna może zjeść, nie?

Z mojego doświadczenia wynika, że firmowe imprezy świąteczne w Polsce znacznie różnią się od firmowych imprez świątecznych w Ameryce. Wszystkie spotkania świąteczne w Stanach, w których uczestniczyłam, były nieformalne, z bufetem i swobodną pogawędką. W Polsce, wszystkie bożonarodzeniowe imprezy firmowe, w jakich kiedykolwiek uczestniczyłam nazywa się "Wigilią" i są podobne do polskiej tradycyjnej kolacji wigilijnej. Nie, że narzekam. Kolacja na siedząco oznacza, że masz szansę naprawdę coś zjeść bez balansowania z talerzem w jednej ręce, starając się uciec od tego dziwnego gościa z działu rachunkowości. Cóż, można mieć ten sam problem także w Polsce (dziwni faceci w pracy to międzynarodowy problem). W moim przypadku (w tej akurat firmie) dziwny facet to szef.

W ubiegłym roku, specjalnie przyszłam na wigilię w tej firmie wcześniej, żeby umiejscowić się jak najdalej od szefa. Niestety dla mnie, inni pracownicy (którzy znają go dobrze) usadowili nas obok siebie, tłumacząc, że byłoby najlepiej dla 2 cudzoziemców siedzieć razem (ich szef nie jest Polakiem). Wszystko było dobrze przez pewien czas. To znaczy, on jest naprawdę ciekawym człowiekiem z wieloma szalonymi zainteresowaniami singla, o których fajnie jest posłuchać. Jego angielski jest bardzo dobry, a on wcale nie jest brzydki. Ale gdyby nie ta jego fatalna wada .... on jest DOTYKACZEM. Uwielbia dotykać wszystkich , jeśli możecie to sobie wyobrazić, zwłaszcza kobiety.

Kiedy rozważaliśmy głośno to, jaki kawał mięsa tak naprawdę opisywało w poetycki sposób menu, szef gładził moją nogę od kolana do pupy informując mnie, że to chyba był TEN kawałek mięsa. Później podziwiał mój naszyjnik nieco zbyt blisko, tak jak i bluzkę z jedwabiu. Za każdym razem zabierałam jego rękę z mojego ciała i stanowczo oddawałam jemu. Jestem zbyt stara, by się zawstydzić przez coś takiego. Jestem również zbyt doświadczona, aby mi to nawet schlebiało w jakimś dziwnym sensie - on robi to wszystkim.

Kiedy pani z firmy i ja mieliśmy szansę na ucieczkę do damskiej toalety, powiedziałam jej, że jej szef ma poważny przypadek choroby dotykacza. Powiedziała, że tak myślała, i że zauważyła, że moje krzesło odsuwało się coraz dalej od niego. Panie z innej firmowej wigilii w tej samej restauracji podsłyszały naszą rozmowę. Po powrocie do stołu, zauważyłam wiele głów zapuszczających żurawia, żeby spojrzeć na szefa z rękoma ośmiornicy.

Sytuacja ostygła i z wyjątkiem jednego niewłaściwego uścisku na parkingu, nic więcej się nie stało. Jak mówi moja matka: co za rzadki ptak!

Wracając do tego roku ... udało mi się znaleźć sobie miejsce tak daleko od szefa jak to tylko możliwe, a jednocześnie siedzieć przy tym samym stole. Moim zdaniem jedzenie było pyszne. Według niektórych, poniżej wartości nominalnej, ale nie musiałam iść do sklepu po nie, ani go gotować, ani sprzątać po nim, więc byłam całkiem zadowolona.

Inni goście, wielu z nich moi uczniowie, byli cudowni jak zawsze. Sytuacja z szefem była pod kontrolą. Otrzymałam kilka pocałunków od niego (zbyt wiele, zbyt długo i zbyt blisko moich ust) i uścisk podczas składania życzeń. Ta sama sytuacja powtórzyła się kiedy się żegnaliśmy. I z wyjątkiem lekko nieprzyzwoitej propozycji – zawiozę cię do domu (jesteśmy sąsiadami) w zamian za 10 pocałunków - to był całkiem spokojny wieczór.

Restauracja w rynku jest dość old-schoolowa. Byłam tam tylko kilka razy i za każdym razem na uroczystej kolacji. Ci sami kelnerzy pracują tam od lat i na szczęście dla nich, napiwek został wliczony do rachunku. Szef-dotykacz jest niezwykle skąpy jeśli chodzi o napiwki.

Oto menu:
Zimne przystawki: łosoś w sosie koperkowym, tatar z łososia, pasztet z sosem żurawinowym, śledź z cebulką
Zupa grzybowa
Danie główne – wybór: karp smażony podany z monetami z ziemniaków lub (mój wybór) kaczka z jabłkami, kluski śląskie i kapusta czerwona zasmażana.
Pierogi (między daniem głównym a deserem ... śmieszne!)
Deser - szarlotka, sernik, pieczone jabłka i kutia

Teraz jestem już oficjalnie w świątecznym nastroju.

Uważajcie Święta! Nadchodzę!

PS Inny gość, który usłyszał propozycję szefa uratował sytuację proponując mi podwiezienie do domu bez pocałunków. Dziękuję!

Tuesday, December 14, 2010

The Streets Are Black -Drogi są czarne

clip_image002You know, I’m from the mountains of Pennsylvania. It snows there too. A lot actually, but somehow the snow never bothered me like it does here.

Maybe that’s because like a typical American, I pretty much drove everywhere. I only spent time outdoors to shovel the snow or for sport and I was always properly dressed. I never used public transportation in the PA snow, dressed for work hoping not to freeze to death before the bus came or not to freeze to death once inside the bus. (Thank you frugal bus driver who always wants to save on heat)

Maybe it is also because clearing the snow means something completely different in the US than in Poland. Clearing the snow in the US means clearing the snow. Simple, isn’t it? Clearing the snow in Poland means sometimes clearing the snow from some streets (definitely not that street that you live on or any of the streets you plan to drive on) and throwing some sand on the rest. That goes for sidewalks too. Now I know what all of those containers of “piasek” are for. (Check out PS)

clip_image002[5]The last Christmas that we spent in the US, we had a lovely white Christmas. It snowed all day Christmas Eve and all Christmas Day. We had some fun helping my parents shovel the snow from their driveway and private mountain road. (When you have to shovel the snow only once a year for your parents, it is fun. When I had to do it at 6:00 on Saturday morning as a teenager, it wasn’t fun. After I moved out, my parents bought a little tractor with a snow plough on it.) On the 26th (not a holiday in the US), we had a little bit of cabin fever being cooped up in the house, so we headed out for the mall about an hour away from my parent’s home. Misiu’s first comment as we hit the road (the local road, not the highway) was that the streets were black. As we hit the highway, he again commented that the streets were black. I was like “duh, asphalt is black” and then I realized that he meant that there was no snow on the roads. That meant that someone had spent their Christmas Eve and Christmas Day clearing the snow off the roads so that we could safely drive to the mall the next day. Very nice.

image I remember when we picked up our car from the import/export company in Warsaw (we sent our car to PL from the US – not because it is so cool but because it was new and nobody in the US wanted to buy it). We drove there with one of my students who was going to Warsaw on a business trip. He picked us up from home and drove us to the door of the import/export company (my students are super cool!). The import/export company looked like a cult compound with a wall topped with barbed wire all around, an armed guard in a tower and dogs everywhere. We thought we’d just show our paperwork and be on our way with our car. Unfortunately, after the long drive to Warsaw in the snow, we spent another 6 hours in this office while it snowed the whole time and then had to drive back home which would take 5 hours on a good day. The customs officer asked me if I had snow tires. I laughed and said that my all-season tires served me very well in the mountains of Pennsylvania. They laughed right back and wished us all the best. It took us more than 8 hours to get back home. We spun a doughnut only once which almost gave me a heart attack. My second heart attack almost happened when I saw how much a tank of gasoline costs.

clip_image002[7]Another phenomenon I have noticed is that people do not want to clean out their parking spots. The reasons for that can be many. I think one reason is - “Why should I do it when someone else can come along and take my cleaned out spot”. I mean, God forbid we waste some energy and inadvertently help out someone else in the process. Another more communist reason is - “Why should I do it? It should be done for me”. Who should do it doesn’t really matter. It should just be done! Whatever the reason, my street and the parking area looks like Siberia and you need 4-wheel drive just to park your car.

So, those of you from around the globe, how do they clear the snow where you are?

You Texans don’t have to answer ;)image

PS When I first met Misiu he told me that the piasek (sand) box at the bus station was piesek (puppy) and that you could park your dog there before a long trip. I thought that this was a pretty strange and even cruel habit but you know, Poland was pretty strange for me at that time. That Misiu is a funny guy.

Drogi są czarne


Wiecie, jestem z gór Pensylwanii. Tam też pada śnieg. I to dużo, ale jakoś nigdy śnieg nie przeszkadzał mi tak jak tutaj.

Może to dlatego, że jak typowa Amerykanka, właściwie wszędzie zawsze jeździłam samochodem. I tylko spędzałam czas na świeżym powietrzu odśnieżając śnieg łopatą lub dla sportu i zawsze przy tym byłam odpowiednio ubrana. Nigdy nie korzystałam z komunikacji publicznej w śniegu Pensylwanii, ubrana do pracy mając nadzieję, że nie zamarznę na śmierć, zanim przyjedzie autobus albo nie zamarznę na śmierć, gdy już jestem w autobusie. (Dziękuję, skąpy kierowco autobusu, który chce oszczędzać na ogrzewaniu)


Może to także dlatego, że odśnieżanie oznacza coś zupełnie innego w USA niż w Polsce. Usuwanie śniegu w USA oznacza usuwanie śniegu. Proste, nie? Usuwanie śniegu w Polsce oznacza czasami usuwanie śniegu z niektórych ulic (na pewno nie z tej ulicy, na której mieszkasz, ani na żadnej z ulic, którymi planujesz jechać) i rzucanie odrobiny piasku na resztę. To dotyczy też chodników. Teraz wiem, po co są te wszystkie pojemniki z napisem "Piasek". (Sprawdź PS)

W ostatnie święta Bożego Narodzenia, które spędziliśmy w Stanach Zjednoczonych, mieliśmy piękne białe święta. Padało cały dzień w Wigilię i cały dzień Bożego Narodzenia. Mieliśmy dużo zabawy pomagając moim rodzicom w odśnieżaniu ich podjazdu i prywatnej drogi. (Jeśli masz do czynienia z odśnieżaniem tylko raz w roku – i to dla rodziców, to jest zabawa. Kiedy musiałam robić to o 6:00 w sobotę rano jako nastolatka, to nie była zabawa. Po tym jak się wyprowadziłam moi rodzice kupili mały traktor z pługiem.) W dniu 26 grudnia (nie jest to święto w USA), mieliśmy trochę gorączki pokładowej - kisiliśmy się w domu, więc udaliśmy się do centrum handlowego około godzinę jazdy od domu moich rodziców. Pierwszy komentarz od Misia jak już wjechaliśmy na drogę (lokalną, a nie autostradę) był taki, że drogi są czarne. Jak wjechaliśmy na autostradę, znowu powiedział, że drogi są czarne. Ja pomyślałam "duh, asfalt jest czarny", a potem zdałam sobie sprawę, że miał na myśli to, że nie było śniegu na drogach. Oznaczało to, że ktoś spędził całą Wigilię i Boże Narodzenie odśnieżając drogi, abyśmy mogli bezpiecznie pojechać do centrum handlowego następnego dnia. Jak miło.

Pamiętam, kiedy wybraliśmy się odebrać nasz samochód z firmy importowo-eksportowej w Warszawie (wysłaliśmy nasz samochód do PL z USA - nie dlatego, że jest taki fajny ale dlatego, że był nowy i nikt w USA nie chciał go kupić). Pojechaliśmy tam z jednym z moich studentów, który jechał akurat do Warszawy służbowo. Przyjechał po nas do domu i zawiózł nas pod drzwi tejże firmy (moi uczniowie są super cool!). Firma importowo-eksportowa wyglądała jak siedziba kultu z murem zwieńczonym drutem kolczastym dookoła, z uzbrojonym strażnikiem na wieży i psami wszędzie. Myśleliśmy, że po prostu pokażemy nasze dokumenty i w drogę naszym samochodem. Niestety, po długiej podróży do Warszawy w śniegu, spędziliśmy kolejne 6 godzin w biurze, podczas gdy śnieg padał przez cały czas, a następnie musieliśmy jechać z powrotem do domu, co zajęłoby 5 godzin jeśli masz dobry dzień. Celnik zapytał mnie, czy mam opony zimowe. Zaśmiałam się i powiedziałam, że moje opon całoroczne służyły mi bardzo dobrze w górach Pensylwanii. Oni też się zaśmiali i życzyli nam wszystkiego najlepszego. Podróż do domu zajęła nam ponad 8 godzin. Wykręciliśmy kółeczko na drodze tylko raz, co przyprawiło mnie prawie o zawał serca. Mój drugi zawał serca prawie nastąpił, kiedy zobaczyłam, ile kosztował cały bak benzyny.


Innym zjawiskiem, które zauważyłam, jest to, że ludzie nie chcą odśnieżać swoich miejsc parkingowych. Przyczyn tego może być wiele. Myślę, że jednym z powodów jest - "Dlaczego miałbym to zrobić, gdy ktoś inny może przyjechać i zabrać moje odśnieżone miejsce ". Nie chodzi mi o to, żebyśmy – broń Boże - zmarnowali trochę energii i niechcący pomogli komuś innemu. Innym bardziej komunistycznym powodem jest to - "Dlaczego ja miałbym to robić? To powinno być zrobione dla mnie". Kto powinien to zrobić nie ma znaczenia. To powinno być zrobione i już! Niezależnie od powodu, moja ulica i parking wyglądają jak Syberia i potrzeba napędu na 4 koła, żeby zaparkować samochód.

Tak więc, wy wszyscy z całego świata, jak usuwa się śnieg, tam gdzie wy mieszkacie?

Wy z Teksasu nie musicie odpowiadać ;)

PS Gdy pierwszy raz spotkałam Misia, powiedział mi, że napis PIASEK na skrzyni koło dworca autobusowego tak naprawdę oznacza PIESEK i że można tam zostawić swojego psa przed długą podróżą. Myślałem, że to był to dość dziwny, a nawet okrutny zwyczaj, ale wiecie, że Polska była wtedy dla mnie dość dziwnym miejscem. Ten Misiu to zabawny facet.

Monday, December 6, 2010

Santa who? Święty kto?

I could possibly be the worst parent in the world. Well, maybe not the world but the worst parent on my street this side of Żabka at least. I did not get my children anything for St. Nicholas Day…which is today in case you didn’t know.

Santa And why? Am I once again staging a protest against American consumerism which is overtaking the planet? Naw, not really. I just forgot…because Lizzie was home sick from pre-school for one week and I was unplugged from the whole pre-school loop of information. Not to mention, the two car accidents and numerous visits to doctors last week. I should be grateful that I remember who I am let alone that Santa Claus is coming to town.

How did I not notice all the hoopla in the stores? I kind of thought it was just regular Christmas hoopla, I guess. I should have figured it out on Friday when I was visiting a new friend in her new apartment (without numbers on the apartment doors) and I rang at the wrong door. A little boy from inside was screaming that Mikolaj was ringing. That clue should have sunk in, but somehow it didn’t.

The fact that today is Santa Claus Day didn’t hit me until I dropped Lizzie off at pre-school this morning and I saw the big Santa sign for the Santa party today. And then I heard a little boy asking his father if he would get another present at the party. Oops.

Luckily, when I came home after the morning block of lessons (an evening block is still waiting for me), I saw that the Rosie’s nanny had not forgotten the girls on Santa Claus Day. Rosie has devoured almost all of her chocolates and is ringing her angel bell like crazy. Lizzie’s present is waiting for her under her pillow. Thank goodness for nanny!

PS snuggie2 We have the Snuggie in Poland. This particular Snuggie is available at Carrefour and can be yours for a mere 69. Polish zloty. I’m pretty sure this is one of the 7 Signs of the Apocalypse. Misiu just asked what the other 6 signs are. Hmmm, let’s think…

  1. McDonald’s duo-locations. You know, when there are 2 McDonald’s each located on either side of the highway. Yep, we got that too in Poland. I just wish it came with more highway.
  2. Starbuck’s in Wroclaw market square. Pizza Hut and McDonald’s I could deal with, but Starbuck’s is another story.
  3. Misiu earns more in Poland than he did in America.
  4. If I sold my house and my apartment in Poland, I could buy at least 3 houses in my hometown.
  5. Misiu drives his dream American SUV in Poland. Ok, I crashed it a bit, but that is neither here nor there.
  6. Joanna Krupa is in the house!
  7. The Snuggie in Poland.

Święty kto?


Mogłabym być najgorszym rodzicem na świecie. No, może nie na świecie, ale najgorszym rodzicem na mojej ulicy co najmniej po tej stronie od Żabki. Nie dałam dzieciom nic na Mikołajki ... które są dzisiaj, w razie gdybyście nie wiedzieli.


A dlaczego? Czy po raz kolejny protestuję przeciwko amerykańskiemu konsumpcjonizmowi, który przejmuje całą planetę? Nie-e, niezupełnie. Po prostu zapomniałam ... bo w domu Lizzie chora i nie chodzi do przedszkola przez tydzień i byłam odłączona od całego obiegu przedszkolnych informacji. Nie wspominając o dwóch stłuczkach samochodowych i licznych wizytach u lekarzy w zeszłym tygodniu. Powinnam być wdzięczna, że pamiętam kim jestem, a tym bardziej, że Święty przybywa właśnie do miasta.


Jak ja nie zauważyłam tego całego zamieszania w sklepach? Pomyślałam tak jakby, że to było po prostu zwykłe zamieszanie bożonarodzeniowe, chyba. I powinnam była domyślić się w piątek, kiedy poszłam odwiedzić nową koleżankę w jej nowym mieszkaniu (bez numerów na drzwiach mieszkań) i zadzwoniłam do niewłaściwych drzwi. Mały chłopiec w środku krzyczał, że to Mikołaj dzwoni do drzwi. To też powinno było mi dać do myślenia, ale jakoś nie.

Fakt, że dzisiaj jest Dzień Świętego Mikołaja nie dotarł do mnie aż do momentu, kiedy odprowadzałam Lizzie do przedszkola dziś rano i zobaczyłem wielkie ogłoszenie o imprezie mikołajkowej. I wtedy usłyszałam jak mały chłopiec pyta ojca, czy nie mógłby dostać kolejnego prezentu na tej imprezie. Ups.


Na szczęście, gdy wróciłam do domu po bloku zajęć porannych (blok wieczorny wciąż czeka na mnie), zobaczyłam, że niania Rosie nie zapomniała o dziewczynkach na Mikołajki. Rosie pożarła prawie wszystkie czekoladki i dzwoni swoim dzwonkiem-aniołkiem jak szalona. Prezent Lizzie czeka na nią pod poduszką. Dziękuję Bogu za nianię!

PS Mamy Snuggie w Polsce. Ten szczególny Snuggie jest dostępny w Carrefourze i może być twój za jedyne 69 złotych polskich. Jestem całkiem pewna, że jest to jeden z 7 Znaków Apokalipsy. Misiu właśnie spytał, jakie są pozostałe 6 znaków. Hmmm, pomyślmy ...


1. Podwójna lokalizacja McDonald'sa. Wiecie, kiedy są 2 McDonaldy po obu stronach autostrady. Tak, już mamy to też w Polsce. Chciałabym tylko, żeby to pojawiło się też więcej autostrad.

2. Starbuck's we Wrocławiu na placu rynku. A Pizza Hut i McDonaldem mogę sobie poradzić, ale Starbuck's to już inna historia.

3. Misiu zarabia więcej w Polsce, niż w Ameryce.

4. Gdybym sprzedała mój dom i moje mieszkanie w Polsce, mogłabym kupić co najmniej 3 domy w moim rodzinnym mieście.

5. Misiu jeździ swoim wymarzonym amerykańskim SUV-em w Polsce. Ok, trochę go obiłam, ale to ani tu ani tam.

6. Joanna Krupa jest w domu!

7. Snuggie w Polsce.