Friday, December 17, 2010

Company Christmas Parties -Biurowa Wigilia

Yesterday evening, I attended the Christmas party of one of my client’s. It will be the only company Christmas party for me this year. Not that I wasn’t invited to any others, but one a year is quite enough. How much carp and kutia can a girl eat, anyway?

In my experience, company Christmas parties in Poland differ dramatically from company Christmas parties in America. All the Christmas parties I attended in the US were informal with a buffet table and casual conversation. In Poland, all the company Christmas parties I have ever attended have been called “wigilia” (Christmas Eve) and involved a supper similar to the Polish Christmas Eve supper. Not that I am complaining. A sit-down supper means that you have a chance to actually eat something without balancing a plate in one hand while trying to get away from that one weird guy from accounting. Well, you can have that same problem in Poland as well (weird guys are an international thing). In my case (in this particular company), the weird guy is the boss.

Last year, I arrived especially early to this company’s party in order to position myself as far away from the boss as possible. Unfortunately for me, the other employees (who know him well) seated us side by side, explaining that it would be best for the 2 foreigners to sit next to each other (their boss is not Polish). Everything was fine for awhile. I mean he is actually an interesting person with a lot of crazy (single-guy) hobbies that are fun to hear about. His English is excellent and he is not exactly bad-looking either. But if not for his fatal flaw….he is a toucher. He loves to touch everyone, as you can imagine, women especially.

As we contemplated aloud what possible cut of meat the poetic menu selection was actually describing, the boss stroked my leg from knee to bum informing me that it was probably this cut of meat. Later, he admired my necklace a bit too closely as well as my silk blouse. Each time I removed his hand from my body and returned it to him firmly. I’m too old to be embarrassed by something like this. I’m also too experienced to even be flattered in some odd way – he does it to everybody.

When a lady from the company and I had a chance to escape to the ladies’ room, I informed her that her boss had a severe case of the touchy feelies. She said she thought she had noticed my chair getting further and further away from his. Ladies from another Christmas party at the restaurant overheard our conversation. After they returned to their table, I noticed a lot of heads craning to get a look at the octopus-handed boss.

The situation cooled down and except for one inappropriate squeeze in the parking lot, nothing more happened. As my mother would say -  what a rare bird!

Cut to this year…I was able to position myself as far away from the boss as humanly possible while still being seated at the same table. The food in my opinion was delicious. According to some guests, it was below par but I didn’t have to shop for it, cook it or clean up after it, so I was quite satisfied.

The other guests, many of them my students, were lovely as always. The boss situation was under control. I received a few kisses (too many, too long and too close to my mouth) and a squeeze during the Christmas wishes. The same situation repeated as we said goodbye. And except for a mildly indecent proposal -I’ll drive you home (we are neighbors) in exchange for 10 kisses - it was a pretty tame evening.

The restaurant in the market square is quite old school. I have been there only a few times and all of them were for official dinners. The same waiters have worked there for years and luckily for them, the tip was included in the bill. Touchy-feely boss is notoriously stingy with tipping.

Here’s the menu:

Cold starters: salmon with dill sauce, salmon tartar, pate with cranberry sauce, herring with onions

Mushroom soup

Main course – A choice of either carp served with fried potato coins or (my choice) duck with apple, kluski sląskie, and fried red cabbage.

Pierogi (between the main course and dessert…funny!)

Dessert – apple pie, cheesecake, baked apples, and kutia

Now, I am officially in the holiday mood.

Look out Christmas! Here I come!

PS Another guest hearing the boss’s proposal saved the day by offering to give me a lift home sans kissing. Thank you!!!



Biurowa Wigilia
Wczoraj wieczorem byłam na wigilii jednego z moich klientów. Będzie to jedyna firmowa „Christmas party” dla mnie w tym roku. Nie, że nie zostałam zaproszona na inne, ale raz w roku wystarczy. Ile karpia i kutii jedna dziewczyna może zjeść, nie?

Z mojego doświadczenia wynika, że firmowe imprezy świąteczne w Polsce znacznie różnią się od firmowych imprez świątecznych w Ameryce. Wszystkie spotkania świąteczne w Stanach, w których uczestniczyłam, były nieformalne, z bufetem i swobodną pogawędką. W Polsce, wszystkie bożonarodzeniowe imprezy firmowe, w jakich kiedykolwiek uczestniczyłam nazywa się "Wigilią" i są podobne do polskiej tradycyjnej kolacji wigilijnej. Nie, że narzekam. Kolacja na siedząco oznacza, że masz szansę naprawdę coś zjeść bez balansowania z talerzem w jednej ręce, starając się uciec od tego dziwnego gościa z działu rachunkowości. Cóż, można mieć ten sam problem także w Polsce (dziwni faceci w pracy to międzynarodowy problem). W moim przypadku (w tej akurat firmie) dziwny facet to szef.

W ubiegłym roku, specjalnie przyszłam na wigilię w tej firmie wcześniej, żeby umiejscowić się jak najdalej od szefa. Niestety dla mnie, inni pracownicy (którzy znają go dobrze) usadowili nas obok siebie, tłumacząc, że byłoby najlepiej dla 2 cudzoziemców siedzieć razem (ich szef nie jest Polakiem). Wszystko było dobrze przez pewien czas. To znaczy, on jest naprawdę ciekawym człowiekiem z wieloma szalonymi zainteresowaniami singla, o których fajnie jest posłuchać. Jego angielski jest bardzo dobry, a on wcale nie jest brzydki. Ale gdyby nie ta jego fatalna wada .... on jest DOTYKACZEM. Uwielbia dotykać wszystkich , jeśli możecie to sobie wyobrazić, zwłaszcza kobiety.

Kiedy rozważaliśmy głośno to, jaki kawał mięsa tak naprawdę opisywało w poetycki sposób menu, szef gładził moją nogę od kolana do pupy informując mnie, że to chyba był TEN kawałek mięsa. Później podziwiał mój naszyjnik nieco zbyt blisko, tak jak i bluzkę z jedwabiu. Za każdym razem zabierałam jego rękę z mojego ciała i stanowczo oddawałam jemu. Jestem zbyt stara, by się zawstydzić przez coś takiego. Jestem również zbyt doświadczona, aby mi to nawet schlebiało w jakimś dziwnym sensie - on robi to wszystkim.

Kiedy pani z firmy i ja mieliśmy szansę na ucieczkę do damskiej toalety, powiedziałam jej, że jej szef ma poważny przypadek choroby dotykacza. Powiedziała, że tak myślała, i że zauważyła, że moje krzesło odsuwało się coraz dalej od niego. Panie z innej firmowej wigilii w tej samej restauracji podsłyszały naszą rozmowę. Po powrocie do stołu, zauważyłam wiele głów zapuszczających żurawia, żeby spojrzeć na szefa z rękoma ośmiornicy.

Sytuacja ostygła i z wyjątkiem jednego niewłaściwego uścisku na parkingu, nic więcej się nie stało. Jak mówi moja matka: co za rzadki ptak!

Wracając do tego roku ... udało mi się znaleźć sobie miejsce tak daleko od szefa jak to tylko możliwe, a jednocześnie siedzieć przy tym samym stole. Moim zdaniem jedzenie było pyszne. Według niektórych, poniżej wartości nominalnej, ale nie musiałam iść do sklepu po nie, ani go gotować, ani sprzątać po nim, więc byłam całkiem zadowolona.

Inni goście, wielu z nich moi uczniowie, byli cudowni jak zawsze. Sytuacja z szefem była pod kontrolą. Otrzymałam kilka pocałunków od niego (zbyt wiele, zbyt długo i zbyt blisko moich ust) i uścisk podczas składania życzeń. Ta sama sytuacja powtórzyła się kiedy się żegnaliśmy. I z wyjątkiem lekko nieprzyzwoitej propozycji – zawiozę cię do domu (jesteśmy sąsiadami) w zamian za 10 pocałunków - to był całkiem spokojny wieczór.

Restauracja w rynku jest dość old-schoolowa. Byłam tam tylko kilka razy i za każdym razem na uroczystej kolacji. Ci sami kelnerzy pracują tam od lat i na szczęście dla nich, napiwek został wliczony do rachunku. Szef-dotykacz jest niezwykle skąpy jeśli chodzi o napiwki.

Oto menu:
Zimne przystawki: łosoś w sosie koperkowym, tatar z łososia, pasztet z sosem żurawinowym, śledź z cebulką
Zupa grzybowa
Danie główne – wybór: karp smażony podany z monetami z ziemniaków lub (mój wybór) kaczka z jabłkami, kluski śląskie i kapusta czerwona zasmażana.
Pierogi (między daniem głównym a deserem ... śmieszne!)
Deser - szarlotka, sernik, pieczone jabłka i kutia

Teraz jestem już oficjalnie w świątecznym nastroju.

Uważajcie Święta! Nadchodzę!

PS Inny gość, który usłyszał propozycję szefa uratował sytuację proponując mi podwiezienie do domu bez pocałunków. Dziękuję!

4 comments:

ds said...

I do hate these touchy-feely people. glad that you mentioned he is not polish ;) (I know, that doesn't mean anything, but still)
And I want some pierogi NOW!

ucieczka said...

Hate the touchy-feely people the same as you. This is why I rather do not socialize with Spanish people, as it's too stressful for me to still smile while at the same time in my head I scream "get this hands of me". I even could say a risky statement that pannier (http://en.wikipedia.org/wiki/Pannier_(clothing)) was a good thing - no one could approach you too close :D

Stardust said...

Touchy-feely and kissing to close to a mouth? Bleeeeeeeeeeee I think I would get pretty vocal and say something loud:)
I'm very happy when people kiss the air behind my ears, that a good enough kiss for a stranger:))

organizacja imprez wrocław said...

W obecnych czasach coraz więcej firm organizuje imprezy integracyjne oraz spotkania firmowe w restauracjach. To znakomity wybór dla osób, które chcą się spotkać w komfortowych warunkach. Warto wybrać taką restaurację, której dania będą każdemu smakowały. Może to być na przykład restauracja z kuchnią amerykańską, która jest dosyć uniwersalna.