I have just read an interesting article "Somewhere a Dog Barked" by Rosecrans Baldwin published here in Slate.
The article addresses the literary use of phrases such as “somewhere a dog barked” and “a dog barks in the distance”. These phrases and other similar ones show up in a wide array of literature over time. So, what’s up with the barking dogs?
The author of the article suggests that the barking dogs could just be the lazy remains of an author thinking through the scene while still writing. In Baldwin’s opinion, use of these phrases when said dog never makes an appearance are “empty and cheap”, but the author does make another suggestion of just what could be behind all those barking dogs - perhaps those barking dogs represent an inside joke between authors, a kind of “Hey. I’m a published author, too” kind of a thing.
I am convinced that the same phenomenon occurs in Poland as well, not in written literature, but on television. Before you read on, please note that I am totally serious. I think the writers of one Polish television program have made some kind of a bet, probably over a bottle of vodka. The bet being this: “Hey, I bet you can’t work this phrase into each and every episode” which was answered by “You are on, sucker!”
From that hypothesized bet made years ago (in my imagination) we now must endure the oft-repeated phrase, “Umyj ręce bo obiad stygnie” on Klan (Wash your hands. Dinner is getting cold). If you don’t believe it, just watch a couple of episodes with my (imaginary) bet in mind and tell me that they don’t say it way too often to be by accident. I think I’m on to something.
Or maybe a barking dog is just a barking dog and a cold dinner is nothing more than a cold dinner.
Not to jinx any remote chance of anything I have written ever being published, I finish this post listening to the faint hum of my computer, the rhythmic breathing of my sleeping children and the sound of a dog barking somewhere in the distance.
Good night
Gdzieś Stygnie Obiad
Właśnie przeczytałam ciekawy artykuł “Somewhere a Dog Barked” autorstwa Rosecrans Baldwina opublikowany tutaj w Slate.
Ten artykuł dotyczy literackiego użycia takich zwrotów jak „gdzieś zaszczekał pies” i „pies szczekał w oddali”. Te zwroty i inne podobne pojawiają się w szerokiej gamie literatury poprzez różne epoki. O co chodzi z tymi szczekającymi psami?
Autor artykułu sugeruje, że szczekające psy to mogą być leniwe resztki autora i jego myśli w trakcie pisania. Według Baldwina, używanie tego zwrotu, kiedy wskazany pies nigdy nie pojawi w historii ani przed ani potem jest „puste i tanie”. Chociaż autor ma pomysł, co kryje się za tymi szczekającymi psami. Może to jest prywatny dowcip między autorami – jakieś „Hej, patrzcie na mnie. Ja też jestem publikowanym autorem.”
Jestem przekonana że takie samo zjawisko istnieje w Polsce, nie w literaturze ale w telewizji. Przed dalszym czytaniem, proszę wziąć pod uwagę, że mówię na serio. Myślę, że pisarze jednego z seriali telewizyjnych mają jakiś zakład między sobą, prawdopodobnie założony przy butelce wódki. Zakład jest taki: „Hej. Na pewno wy nie możecie wykorzystać takiego zwrotu w każdym odcinku”, na który dostał odpowiedz „Coś ty. Możemy! Zakład stoi, frajerzy!”
Od tego hipotetycznego zakładu ustanowionego wieki temu (tak sobie to wyobrażam) teraz musimy znosić często powtarzany zwrot „Umyj ręce, bo obiad stygnie” z Klanu. Jak nie wierzysz mi, proszę, obejrzyj kilka odcinków mając ten (fikcyjny) zakład na myśli i powiedz mi, że nie nadużywają tego zwrotu – o dużo za dużo żeby to było przez przypadek. Chyba coś w tym jest.
Albo szczekający pies to po prostu szczekający pies a stygnący obiad to nic więcej niż tylko stygnący obiad.
Nie chcę zapeszać mało prawdopodobnej szansy, że moje prace będą kiedyś opublikowane, tak więc, kończę ten post słuchając cichego szumu mojego komputera, rytmicznego oddychania dzieci z sypialni, i szczekanie psa gdzieś w oddali.
Dobranoc