I suppose in Part 2 of “So you wanna have a baby”, after we have secured funds, selected the hospital and have the doctor all settled, we can start with the getting pregnant part.
That means you should have sex, a lot of sex. Or not.
I personally used the calendar method in order to get pregnant. I know that many folks use that method in order to NOT get pregnant (which in my opinion is too risky), but it worked a charm for us in actually getting pregnant. But we still continued with the sex, you know, musialyśmy poprawić. (make corrections)
Too bad my doctor kept getting in the way. (not literally)
Firstly, after our miscarriage my doctor explained that these things happen and that it probably means nothing for our future fertility. He expressed his sympathy, declared me healthy and then hit us with his recommendations.
His suggestions after a miscarriage:
You should wait. Wait. And wait some more. From 6 months up to a year. (No explanation as to why. Just because.)
You should get full genetic testing of yourself and spouse. (In my opinion, after one early miscarriage, this kind of testing is pre-mature.)
In addition to genetic testing, checking the ovaries and fallopian tubes for defects was deemed necessary. (Quite invasive for a person with one, early miscarriage.)
I declined all his suggestions explaining that I’m no spring chicken and didn’t want to wait. I told the doctor we’d start trying again in a couple of months. I explained that if we had problems again, I would consider checking into the problem further. At that point, his suggestions became urgings, strong, almost angry urgings and that’s when I understood that my doctor was sliding down the slippery slope, the patient/customer -customer/patient slope. His business practices were interfering with my health care. We firmly declined additional procedures and went on our way.
After a few months, (yay!), we got pregnant. No drug store tests were needed for me. I was sure. We scheduled a visit with my doctor and we were rolling. That’s when I found out the whole pregnant-lady, doctor’s-office procedure.
At my doctor, it went like this:
Come to the doctor a little bit early for blood and urine tests. It was unbelievably convenient to have a lab at the doctor’s office. Then go to another doctor for a USG, checking yourself if anybody is in there and who’s next. Incredibly inconvenient for people who don’t speak Polish very well. After the USG, wait with all the other pregnant ladies for the doctor to call you for your visit. (If you are further along, you should add a visit to the basement to the KTG before returning to the waiting room)
The doctor’s visits which occur about once a month for the entire pregnancy, last anywhere from 5 to 15 minutes. Then you need to pay the doctor (hand to hand) and then pay the nurse for the blood and urine tests, the USG and also the KTG if you had one. I was unaware that the USG was not included in the price and did not start paying until I was about 7 months pregnant. Tight accounting policies ;)
Seems like a fiasco for a pregnant lady- knocking on doors, up and down stairs, waiting, waiting and more waiting. It wasn’t that bad, really, except the time they kept me waiting 3 hours for my KTG. The system is designed so the leading doctor spends the least amount of time with each patient as possible while still giving the patient a complete work up. It’s a business decision.
Everything was going fine. I was reading up about things like breast pumps and baby whispering. I tried to learn all pregnancy, birth and baby vocabulary in Polish. Really, things were great, in my opinion, until about the 5th month when my doctor asked me when I was planning to go on sick leave (L4). My eyes got big and I asked him what was wrong. He replied that nothing was wrong. I asked in panic what was wrong with the baby, with me. I thought that for sure I had misunderstand him or just missed something important that he had said in Polish. He said that nothing was wrong. So why the sick leave, I inquired. That’s when my doctor explained that it was customary for pregnant women in Poland to take sick leave for the second half of their pregnancies.* My father would offer that as proof that Poland must be a very rich country (my father has many such claims about Poland after 2 short visits). I breathed a sigh of relief and declined the L4, safe in the thought that if I needed it later, it would be available to me. Fortunately, I didn’t need it.
I felt great throughout my pregnancy and remained active. It was a really great time in my life - the anticipation of becoming a mother, of meeting my child. I gained a bit of weight which is par for the course and laughed when at +10 kilos at month 7, my doctor told me to slow down. Would a doctor in America say something like that? I’m not so sure.
*In order to avoid any nasty comments ;) – I am aware that not all Polish ladies take sick leave when they are pregnant. I am aware that some ladies need to take sick leave when they are pregnant. Having said that, I have seen many women take sick leave when they were pregnant who fully admit to not actually needing it but rather saying that they “deserve it”. I am not judging, just informing.
PS Pregnant women do not have to go to a private doctor during pregnancy. For fun, I decided to inquire at my family doctor’s office about a “pregnancy'” visit. I was given an appointment about 5 months in the future. I explained again to the receptionist that I was currently pregnant and needed an appointment now. Her reply, “Well, you should have thought about that before.” “What? Like before I was pregnant?” I asked. “Yes,” she said, “A lot of women make several appointments while trying to get pregnant and then cancel them when they are not needed.” Cool, huh?
Part 1
Przypuszczam, że w części 2 "No to chcesz rodzić dziecko", po tym jak już mamy zabezpieczone środki, wybraliśmy szpital i mamy załatwionego lekarza , możemy rozpocząć tę część, kiedy zachodzi się w ciążę.
Oznacza to, że należy uprawiać seks, dużo seksu. Lub nie.
Ja osobiście stosowałam metodę kalendarzową, w celu zajścia w ciążę. Wiem, że wielu ludzi stosuję tę metodę, żeby NIE zajść w ciążę (co moim zdaniem jest zbyt ryzykowne), ale udało się błyskawicznie zajść. Ale ciągle jeszcze uprawialiśmy seks, no wiecie, musieliśmy poprawić.
Szkoda, że mój lekarz ciągle się wtrącał. (nie dosłownie)
Po pierwsze, po naszym poronieniu lekarz wyjaśnił, że takie rzeczy się zdarzają i że prawdopodobnie to nic nie znaczy dla naszej przyszłej płodności. Wyraził współczucie, uznał, że jestem zdrowa, a następnie walnął swoimi zaleceniami.
Jego sugestie po poronieniu:
Należy poczekać. Poczekaj. I poczekaj jeszcze trochę. Od 6 miesięcy do roku. (Brak wyjaśnienia dlaczego. Po prostu, bo tak).
Powinniście wykonać pełne badania genetyczne dla siebie i małżonka. (Moim zdaniem, po jednym wczesnym poronieniu, tego rodzaju badania są przedwczesne.)
Oprócz testów genetycznych, sprawdzenie jajników i jajowodów, żeby wykryć potencjalne wady wydawało się również niezbędne. (Dość inwazyjne badanie dla osoby z jednym, wczesnym poronieniem.)
Odrzuciłam wszystkie jego sugestie i wyjaśniłam, że nie jestem już młódką i nie chcę czekać. Powiedziałam lekarzowi, że zaczniemy próbować ponownie za kilka miesięcy. I wyjaśniłam, że jeśli znowu będziemy mieć problemy, to wtedy zbadamy sprawę gruntownie. W tym momencie jego sugestie stały się naciskami, mocnymi niemalże wściekłymi naciskami i wtedy zrozumiałam, że mój lekarz zaczął zjeżdżać po równi pochyłej, po tym stoku - pacjent / klient - klient / pacjent. Jego praktyki biznesowe były ingerencją w moja opiekę zdrowotną. Zdecydowanie odrzuciliśmy możliwość dalszych dodatkowych procedur i poszliśmy w swoją stronę.
Po kilku miesiącach, (yay!), byliśmy w ciąży. Nie potrzebowałam żadnych testów z apteki. Byłam pewna. Zaplanowaliśmy wizytę u mojego lekarza i zaczęło się. Wtedy poznałam te wszystkie procedury pomiędzy kobietą w ciąży a gabinetem lekarskim.
U lekarza, poszło tak:
Przyjdź do lekarza trochę wcześniej na badania krwi i moczu. To było niesamowite udogodnienie - laboratorium w gabinecie lekarskim. Następnie udaj się do innego lekarza na USG, sama sprawdzając czy ktoś tam jest i kto jest następny. Niezwykle uciążliwe dla ludzi, którzy nie znają dobrze polskiego. Po USG, czekaj ze wszystkimi innymi paniami w ciąży do lekarza, aż wywoła ciebie. (Jeśli jesteś w bardziej zaawansowanej ciąży, należy dodać wizytę w piwnicy na KTG przed powrotem do poczekalni)
Wizyty lekarskie, które mają miejsce raz w miesiącu przez cały okres ciąży, trwają od 5 do 15 minut. Następnie trzeba zapłacić lekarzowi (z ręki do ręki), a następnie zapłacić pielęgniarce za badania krwi i moczu, USG i również KTG gdybyś miała takowe. Nie wiedziałem, że USG nie było wliczone w cenę i nie zaczęłam płacić aż do około 7 miesiąca ciąży. Surowa polityka rachunkowości;)
Wygląda to jak totalna porażką dla kobiety w ciąży, żeby tak pukać do drzwi, łazić po schodach w górę i w dół, czekać, czekać i jeszcze czekać. Nie było tak źle, naprawdę, z wyjątkiem tego razu, kiedy przytrzymali mnie 3 godziny do KTG. System jest zaprojektowany tak, żeby lekarz prowadzący spędzał jak najmniej czasu z każdą pacjentką przy jednoczesnym kompleksowym badaniu pacjentki z góry na dół. Jest to decyzja biznesowa.
Wszystko było w porządku. Czytałam nawet o takich rzeczach jak pompy do odciągania mleka z piersi i o zaklinaniu niemowlaka. Próbowałam nauczyć się całego słownictwa dotyczącego ciąży, porodu i dziecka w języku polskim. Naprawdę, wszystko układało się wspaniale, moim zdaniem, do około 5 miesiąca, kiedy mój lekarz zapytał mnie, kiedy mam zamiar iść na zwolnienie lekarskie (L4). Moje oczy zrobiły się duże i spytałam go, czy coś się stało. Odpowiedział, że nic się nie stało. Zapytałam w panice, co się stało z dzieckiem, ze mną. Myślałam, że na pewno nie zrozumiałam go albo coś ważnego umknęło mi gdy on mówił po polsku. Powiedział, że nic się nie stało. Więc dlaczego chorobowe, zapytałam. Wtedy mój lekarz wyjaśnił, że jest w zwyczaju, żeby kobiety w ciąży w Polsce brały zwolnienia chorobowe w drugiej połowie ciąży.* Mój ojciec powiedziałby, że to dowód, iż Polska musi być bardzo bogatym krajem (mój ojciec ma wiele takich uwag o Polsce po 2 krótkich wizytach). Odetchnęłam z ulgą i odmówiłam przyjęcia L4, bezpieczna w myślach, że jeśli będę go później potrzebować, to będzie dla mnie dostępne. Na szczęście, nie potrzebowałam.
Czułam się wspaniale przez całą ciążę i pozostawałam aktywna. To był naprawdę wspaniały czas w moim życiu – oczekiwanie na stanie się matką, na spotkanie mojego dziecka. Przybrałam trochę na wadze, co jest na porządku dziennym i śmiałam się, gdy po przybraniu 10 kg w 7 miesiącu, mój lekarz powiedział mi, żeby zwolnić. Czy lekarz w Ameryce powiedziałby coś takiego? Nie jestem tego taka pewna.
* W celu uniknięcia nieprzyjemnych komentarzy;) - Mam świadomość, że nie wszystkich polskie kobiety idą na zwolnienie, gdy są w ciąży. Zdaję sobie sprawę, że niektóre panie muszą iść na zwolnienie, gdy są w ciąży. Mimo tego, widziałam wiele kobiet na zwolnieniu, gdy były w ciąży, które w pełni przyznawały, że tak naprawdę nie potrzebowały tego, ale raczej mówiły, że "na to zasługują". Nie osądzam, po prostu informuję.
PS Kobiety w ciąży nie muszą iść do prywatnego lekarza w czasie ciąży. Dla zabawy, postanowiłam dowiedzieć się w gabinecie mojego lekarza rodzinnego o wizytę w ciąży. Dostałam termin za około 5 miesięcy w przyszłości. Wyjaśniłam ponownie recepcjonistce, że jestem w ciąży teraz i potrzebuję wizytę teraz. Jej odpowiedź: "Cóż, trzeba było pomyśleć o tym wcześniej." "Co? Jeszcze zanim byłam w ciąży? " zapytałam. "Tak", powiedziała: "Wiele kobiet umawia się na kilka spotkań, podczas gdy próbuje zajść w ciążę, a następnie odwołuje je, kiedy nie są potrzebne."
Fajnie, co?
Część 1