Friday, October 22, 2010

I have been tagged….Zostałam otagowana…

I have been tagged by Mama G. to make a list of 10 things that I like. It’s harder than it sounds. Here goes.

10 things I like, in no particular order

  1. I like meblościanka (wall of furniture). Seriously, I have a meblościanka fetish and I’ll say no more.
  2. I like a really good cup of coffee with warm apple pie and a scoop of vanilla ice cream.
  3. I like to check on my children when they are sleeping and kiss them.
  4. I like to listen to talk radio in the car.
  5. I like when my parents call me.
  6. I like spending time at our house especially outside in the yard or walking around the Village.
  7. I like when Misiu starts a sentence with “Girls….” (He’s referring to Lizzie, Rosie and me, in case you were wondering)
  8. I like teaching my children things that I remember my Grandmother teaching me. Sometimes I don’t realize that is what I am doing until I have already started doing it.
  9. I like it when I have a good day of speaking Polish. It doesn’t happen very often.
  10. I like it when my students do their homework...at home…not 5 minutes before the lesson starts.

Now, who should I tag that hasn’t been tagged already?

PS1 Kielbasa Stories has a few new followers. Welcome Heinrich Josef Damian! Welcome Marek Cyzio! Welcome Alicja Kurowska! Thanks for joining us and thanks for reading.

PS2 I haven’t had a lot of free time lately. Luckily, I have a lot of work. The rest you can blame on Stieg Larsson.

Zostałam odtagowana przez Mamę G. Mam zrobić listę 10 rzeczy, które lubię. To trudniejsze niż się wydaje. Oto moja lista:

10 rzeczy, które lubię – nie w konkretnej kolejności

1. Lubię meblościankę. Serio, mam fetysz meblościanki – i więcej nic nie powiem.

2. Naprawdę lubię porządną filiżankę kawy z szarlotką na ciepło i gałką lodów waniliowych.

3. Lubię sprawdzać jak moje dzieci śpią i je całować.

4. Lubię słuchać mówionej audycji radiowej w samochodzie.

5. Lubię, kiedy dzwonią moi rodzice.

6. Lubię spędzać czas w naszym domu, zwłaszcza na zewnątrz w ogrodzie lub spacerować po Wsi.

7. Lubię, kiedy Misiu zaczyna zdanie od „Dziewczyny ...” (Chodzi mu o Lizzie, Rosie i mnie – w razie gdybyście się zastanawiali.)

8. Lubię uczyć moje dzieci rzeczy, które pamiętam jak uczyła mnie Babcia. Czasami zdaję sobie sprawę z tego że to robię, jak już jestem w trakcie.

9. Lubię jak mam dobry dzień w mówieniu po polsku. To się nie zdarza bardzo często.

10. Lubię jak moi uczniowie odrabiają pracę domową w ... DOMU, a nie ... 5 minut przed zajęciami.

A teraz, kogo powinnam stagować, kto nie był jeszcze stagowany?

PS Nie miałam zbyt dużo czasu ostatnio. Na szczęście mam dużo pracy. Reszta to wina Stiega Larssona.

Friday, October 8, 2010

Yeah, well, you’re not so smart either -No cóż, wy też nie jesteście tacy mądrzy

I have to say, I am quite sick of all the “Americans are sooo stoooopid” jokes. Enough already. We get it. Americans don’t know where Poland is, ha, ha, ha. Americans don’t know if we are fighting in Iran or Iraq, ha, ha, ha. George W. Bush was President of the United States, twice, ha, ha, h-wait- boo, hoo, hoo –that one’s pretty sad, actually.

I, too, sometimes criticize my American friends for their lack of knowledge about world events and their indifference to life outside the United States. They say that they don’t care because they don’t know. I say, they don’t know because they don’t care. Whatever! Once (a long time ago), I asked an acquaintance from Rwanda (or was it Uganda) if they had houses in his home country. Ok, I didn’t know, but at least I cared enough to ask.  And anyhow it was before I was proficient at googling.

Anyhow, this blog is not about Americans and their lack of knowledge. This blog is about Poland…and admit it, you’ve got stupid people too. Ok, maybe stupid is too harsh but here are 2 funny situations from my first year in Poland.

While taking a taxi across town, the taxi driver decided to chat me up. He was delighted to find out that I was an American. One thing that didn’t agree with him was that I worked as an English teacher. “But you’re not from England,” he said in surprise.

While sending a letter at the local post office, I said my usual “lotnicza do USA” (airmail to the USA) to which the post office clerk replied, “USA? I thought you were from America?”

Kind of “Miś” moments, wouldn’t you say?

PS Miś is a Polish film in which there is a funny scene at the post office in which the clerk cannot locate the city of London.

No cóż, wy też nie jesteście tacy mądrzy

Muszę powiedzieć, Mam dość jak słyszę te wszystkie dowcipy “Amerykanie są taaacy głupi”. Już wystarczy tego. Kapujemy. Amerykanie nie wiedzą, gdzie jest Polska – ha ha ha. Amerykanie nie wiedzą, czy walczymy w Iranie czy Iraku, ha ha ha. George W. Bush był prezydentem USA, dwa razy, ha ha, czekajcie – beeeeee – ten dowcip jest akurat przykry.

Ja też czasami krytykuję moich amerykańskich znajomych za brak wiedzy o wydarzeniach światowych oraz ich obojętność na życie poza Stanami. Oni mówią, że mają to gdzieś, bo nic nie wiedzą. Ja mówię wtedy, że nic nie wiedzą, bo mają to gdzieś. Nieważne! Kiedyś (dawno temu) spytałam znajomego z Rwandy (a może Ugandy) czy oni mają w swoim kraju domy. OK, nie wiedziałam, ale przynajmniej zadbałam o to, żeby spytać. Poza tym było to zanim nabrałam wprawy w GOOGLOWANIU.

W każdym razie, ten blog nie jest o Amerykanach i ich braku wiedzy. Ten blog jest o Polsce... i przyznaję, też macie tu głupich ludzi. OK, może głupi to zbyt mocne ale oto 2 zabawne sytuacje z pierwszego roku mojego pobytu w Polsce.

Raz jadąc taksówką przez miasto kierowca postanowił trochę mnie zagadać. Było mu niezmiernie miło usłyszeć, że jestem Amerykanką. Jedna rzecz mu się jednak nie zgadzała - to że pracowałam jako nauczycielka angielskiego. „Ale przecież nie jest pani z Anglii”, powiedział zaskoczony.

Kiedy wysyłałam raz list w miejscowym urzędzie pocztowym, powiedziałam jak zwykle „lotnicza do USA” na co urzędniczka odparła, „USA? A ja myślałam, że pani jest z Ameryki.”

Nie powiedzielibyście, że moment trochę jakby z “Misia”?

PS MIŚ to polski film, w którym jest zabawna scena na poczcie, w której urzędniczka nie może znaleźć miasta Londyn.

Sunday, October 3, 2010

That’s So Polish: I hate spinach and “milk soup”! To takie polskie - Nienawidzę szpinaku i "zupy mlecznej"!

Polish folks may disagree on many things - politics, religion, who should win Dancing with the Stars, but there is one thing that unites them- their distaste for spinach and “milk soup”.

First of all, what is milk soup? That’s what I asked when for the 4th, 5th, 6th, 27th time I heard from an adult about the horrors of milk soup. Milk soup is made from milk, obviously, but the actual contents change from person to person. It can be oatmeal, cream of wheat, cream of rice or milk with some homemade noodles. The common element to all of these milk soups, besides milk, is that they are yucky. Or so the Polish folks say.

The same goes for spinach. When my adult students describe being forced as children to eat spinach in pre-school, I almost want to laugh at them, but their disgust is real.

imageI actually kind of like “milk soup” and I also like spinach. What’s up with the Polish taste buds? For heaven’s sake, Polish people eat tripe. That’s way worse than milk soup. That’s way worse than spinach. That’s way worse than milk soup mixed with spinach.

Ok, that’s what I thought, until the first time I had the pleasure of spending a week in a Polish hospital. Unfortunately, I’ve had this pleasure many times. I’ve learned many things from my stays in Polish hospitals - bring your own TP and cutlery, for example, but I have also learned the origin of the Polish prejudice against 2 quite innocent foods.

Institutional milk soup and institutional spinach.

Institutional milk soup and institutional spinach are quite different from the same milk soup or spinach you would eat at home. They resemble in practically no way milk, soup, or spinach…and the smell…is horrible and that is saying something because hospitals (and pre-schools) are full of bad smells.

The first time I was served milk soup in hospital, I asked what it was. The nurse informed me (the strange foreign lady) that it was milk soup. That, I could see, but the taste didn’t agree with the description, and I said so. With a huff, the nurse informed me that maybe it was because it was made from last night’s chicken soup and powdered milk. Gulp.

Ok, that’s not the worst thing I was served in hospital. Once I was served chicken hearts and lost 4 kilos in one week (without having a baby), but that’s another story.

Back to the spinach…I didn’t bother to ask the nurse what was on my plate this time. That’s what my numerous hospital roommates were for. The lady next to me (suffering quite obviously from anorexia, but diagnosed with “nerwica”) said that it was spinach. No? Spinach? It couldn’t be. First of all, it was completely liquid. Second of all, it was brown, not green or green-brown, not brown-green, just brown. And third of all, it smelled like something found in a child’s diaper. Scratch that, it smelled worse than something found in a child’s diaper.

And now I understand why Polish folks are not very fond of milk soup and spinach. After my experiences, I too can “be Polish” and commiserate about the awfulness of it all.

Smacznego!

PS Kielbasa Stories has a new follower. Welcome Magdalena! Thanks for joining us and thanks for reading.

To takie polskie - Nienawidzę szpinaku i "zupy mlecznej"

Polacy może nie zgadzają się w wielu rzeczach - polityka, religia, kto powinien wygrać Taniec z Gwiazdami, ale jest jedna rzecz, która ich łączy - ich niechęć do szpinaku i "zupy mlecznej".

Przede wszystkim, co to jest zupa mleczna? To właśnie pytanie zadałam, kiedy po raz czwarty, piąty, szósty, 27-my usłyszałam od dorosłych o okropnościach zupy mlecznej. Zupa mleczna jest zrobiona z mleka, oczywiście, ale rzeczywista zawartość zmienia się z osoby na osobę. Mogą to być płatki owsiane, kasza manna, krem z ryżu lub mleka z domowym makaronem. Wspólnym elementem wszystkich tych zup mlecznych, obok mleka, jest to, że są bardzo paskudne. Przynajmniej Polacy tak mówią.

To samo dotyczy szpinaku. Kiedy moi dorośli uczniowie opisują jak byli zmuszani jako dzieci do jedzenia szpinaku w przedszkolu, prawie chce mi się śmiać z nich, ale ich obrzydzenie jest prawdziwe.

Mi tak naprawdę smakuje "zupa mleczna" i szpinak też. Co jest nie tak z polskimi kubkami smakowymi? Na miłość boską, Polacy jedzą flaki. Flaki są dużo gorsze od zupy mlecznej. Flaki są dużo gorsze niż szpinak. Flaki są nawet gorsze niż zupa mleczna wymieszana ze szpinakiem.

Ok, tak myślałam, dopóki nie miałem przyjemność spędzić tydzień w polskim szpitalu. Niestety, miałam tę przyjemność wiele razy. Nauczyłam się wielu rzeczy podczas moich pobytów w polskich szpitalach-zabrać za sobą papier toaletowy i sztućce, na przykład, ale również nauczyłam się pochodzenia polskiego uprzedzenia wobec 2 całkiem niewinnych produktów żywnościowych.

Instytucjonalna zupa mleczna i instytucjonalny szpinaku.

Instytucjonalne zupa mleczna i szpinak są dość różne od tej zupy mlecznej lub szpinaku, który jemy w domu. Nie przypominają ani trochę mleka, zupy lub szpinaku ... i zapach ... jest straszny i to właśnie dużo mówi, ponieważ szpitale (i przedszkola) są pełne brzydkich zapachów.

Po raz pierwszy jak zaserwowano mi mleczną zupę w szpitalu, spytałam co to było. Pielęgniarka poinformowała mnie (dziwną zagraniczną panią), że to zupa mleczna. To widziałam, ale smak nie zgadzał się z opisem i tak też powiedziałam. Z irytacją, pielęgniarka poinformowała mnie, że może to dlatego, że to było robione z wczorajszego rosołu i mleka w proszku. Łyk.

Ok, to nie jest najgorsza rzecz, którą dostałam w szpitalu. Kiedyś dostałam serca kurczaka i straciłam 4 kg w ciągu tygodnia (bez urodzenia dziecka), ale to inna historia

Wracając do szpinaku ... nie pofatygowałam się, aby spytać pielęgniarki, co było na talerzu tym razem. Po co miałam moich licznych współlokatorów w pokoju. Pani obok mnie (oczywiście chora na anoreksję, ale u niej napisano "nerwica") powiedziała, że to szpinak. Nie? Szpinak? Nie może być. Przede wszystkim, to było całkowicie płynne. Po drugie, było brązowe, a nie zielone lub zielono-brązowe, a nie brązowo-zielone, tylko brązowe. I po trzecie, pachniało jak coś z dziecięcej pieluchy. Wymazuję to, pachniało gorzej niż coś z dziecięcej pieluchy.

I teraz rozumiem, dlaczego Polacy nie za bardzo lubią zupę mleczną i szpinak. Po moich doświadczeniach ja też mogę "być Polką" i marudzić o okropnościach tego wszystkiego.

Smacznego!