Well actually, first I wanted to be a fireman. No PC bull for me. I didn’t want to be a firefighter. I wanted to be a fireMAN. From my point of view, it was a great job. You could sit at the firehouse all day, play cards, drink Coke straight out of the bottle and you got to have your own dog. That was the life for me. I knew where I wanted to work too- at the old Firehall which was behind our house. Sitting in my sandbox in the backyard, I could talk to the firemen and even enjoy a bottle of Coke offered by them. And let’s not forget the packs and packs of tickets they gave us for the fireman's fair. There was only one problem - Thursdays at 7 pm when they checked the fire sirens. Once sitting in my sandbox I was startled so much by the sirens that I wet my pants.
Then I thought that if the fireman thing didn’t work out, I would be a cowboy. I could ride around on my horse, shoot some injuns (whatever they were) and rustle up some grub (whatever that meant). Being a cowboy lost some of its mystique when my mother explained that being a cowboy is a real job with cows (who knew?) and there wouldn’t be too many visits to the saloon and I wouldn’t get to shoot anybody. Bummer.
Cowboy Lizzie!
My next idea came to me in the 1st grade at Catholic school. I decided that I would be a nun - independent ladies with their own jobs and their own money. I changed my mind when visiting the convent and one of the sisters showed us her picture from the day she became a nun. She was wearing a wedding dress. Even at that age, it struck me that something wasn’t quite right and I gave up that idea quickly.
In high school, I decided that I wanted to be a pharmacist based on nothing else other than I thought it would be a cool job. My chemistry teacher, who had also been my mother’s chemistry teacher, informed me that not only should pharmacists be good at chemistry (I wasn’t particularly) but they should also enjoy it (also not particularly).
At university I settled on secondary Social Studies Teacher because I had read in Newsweek or some other magazine that there was a serious shortage of said teachers. I did not consider however that all other college students might too choose this career path and, thus I graduated with a 3.9 GPA and a mad fight to find employment. Not that I didn't have interviews and even offers but not for the exciting job that I was sure was waiting for me in the field of social studies. I now know that there are practically no exciting jobs in the field of social studies but hey, I was young and naive.
Keeping in mind that I was young and naive, I decided a year abroad was the key to a killer CV. But where? The Peace Corps was out because they would not guarantee that they would not send me to someplace like Vladivostok. I had an offer in Taiwan to teach "American Culture" but China seemed so, I don't know, foreign. When a chance to teach in Poland dropped in my lap at the last minute, I decided what the heck. When you work at the mall as a student, it's cool. You are a student who works at the mall, but I had a diploma so I just worked at the mall which is not too cool as it turns out.
So despite my total lack of knowledge about Poland, Polish language and teaching English as a second language, I got on a plane about 10 years ago and hoped that it would all work out somehow. I had no idea that it would work out as it has and that I would still be here all these years later.
Chcę być kowbojem
Kiedyś chciałam być kowbojem. Teraz jestem nauczycielką angielskiego. Co się stało?
No więc tak naprawdę chciałam być strażakiem czyli a fireman. Bez żadnej politycznej poprawności. Nie chciałam być firefighter ani strażaczka tylko fireMAN. Z mojego punktu widzenia to była super praca. Możesz siedzieć cały dzień na posterunku, grać w karty, pić Coca-colę prosto z butelki i jeszcze - możesz mieć swojego własnego psa! To było życie dla mnie. Nawet wiedziałam, gdzie chcę pracować – w Starej remizie (Firehall) za naszym starym domem. Siedząc w piaskownicy w ogródku, mogłam rozmawiać ze strażakami którzy częstowali mnie colą. Nie zapomnijmy o mnóstwie biletów, które oni dali nam na festyn strażacki. Był tylko jeden problem – w czwartki o godzinie 19:00, kiedy sprawdzali jak działają syreny. Raz siedząc w piaskownicy, tak mnie przestraszyła syrena, że się zsikałam.
Potem myślałam że jeżeli życie strażackie mi nie odpowiada, mogłabym zostać kowbojem. Mogłabym jeździć na swoim koniu, ustrzelić jakiegoś indiana (kimkolwiek oni byli), zdobyć prowiant (cokolwiek to znaczyło). Bycie kowbojem straciło troszeczkę ze swojej tajemniczości, kiedy moja mama wytłumaczyła mi, że to jest prawdziwa praca z krowami (kto wiedział?) i że nie będzie okazji, żeby chodzić do saloon-u na whiskey, a najgorsze – że nie będę w ogóle do nikogo strzelać. Szkoda.
Następny pomysł pojawił się w 1 klasie katolickiej szkoły podstawowej . Postanowiłam, że będę zakonnicą – niezależną kobietą, która ma pracę i swoje własne pieniądze. Zmieniłam zdanie, kiedy odwiedzając zakon jedna z sióstr pokazała nam zdjęcie z dnia kiedy została zakonnicą (święcenie?). Miała na sobie białą ślubną sukienkę. Mimo mojego wieku – coś mnie w tym uderzyło – coś było nie w porządku i szybko porzuciłam ten pomysł.
W szkole średniej postanowiłam, że chcę być farmaceutą – decyzja podjęta w oparciu o nic innego tylko to, że będzie to świetna praca. Mój nauczyciel chemii, który był też nauczycielem chemii mojej mamy, poinformował mnie, że aptekarze powinni być nie tylko dobrzy z chemii ( ja szczególnie nie byłam) ale powinni też lubić chemię (ja jakoś nieszczególnie).
Na studiach specjalizowałam się w nauczaniu wiedzy o społeczeństwie w szkole średniej ponieważ wyczytałam w Newsweek-u, że poważnie brakuje nauczycieli WOS-u. Nie wzięłam pod uwagę tego jednak, że wszyscy inni studenci też mogli wybrać taka ścieżkę kariery – i tak skończyłam studia ze średnią 3.9 GPA (3.9 z 4.0) i szaleńczą walką o zatrudnienie. Ależ miałam rozmowy kwalifikacyjne, a nawet oferty pracy, ale żadne tam ekscytujące stanowiska, które – byłam tego pewna - czekały na mnie w WOS-ie. Teraz wiem, że praktycznie nie ma ekscytujących stanowisk na polu wiedzy o społeczeństwie, ale – hej! byłam przecież młoda i naiwna.
A propos – młoda i naiwna - postanowiłam, że rok za granicą to będzie klucz do zabójczego CV. Ale gdzie? Korpus Pokoju nie wchodził w grę, bo nie gwarantowali, że nie wyląduję na przykład we Władywostoku. Miałam ofertę z Tajwanu, żeby uczyć tam ‘’Amerykańskiej Kultury’’ ale Chiny wydawały się takie – sama nie wiem – zagraniczne. Kiedy pojawiła się tak szansa LAST MINUTE żeby uczyć w Polsce, zdecydowałam – a niech to! Kiedy pracujesz w centrum handlowym jako student jest to fajne. Jesteś studentką, która pracuję w centrum handlowym, ale teraz miałam już dyplom, więc po prostu pracowałam w centrum a to już nie było zbyt fajne.
Tak więc pomimo totalnego braku wiedzy o Polsce, języku i nauczaniu angielskiego w innym kraju, wsiadłam w samolot około 10 lat temu z nadzieją, że jakoś to będzie. Nie miałam pojęcia, że wyjdzie tak jak wyszło i że ciągle będę tu tyle lat później.
No comments:
Post a Comment